Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
2010 czyli inna Carmen
Nie przemija wielkość i sława najpiękniejszej opery o miłości, namiętności i zmysłowości czyli CARMEN G. Bizeta, co udowodnił najnowszą premierową inscenizacją krakowski reżyser Laco Adamik - oto relacja z przepremierowej próby generalnej z Opery Krakowskiej.
2010 - inna CARMEN
Wspólnie z redaktorem Janem Szczepańskim 4 marca 2010 roku obserwowaliśmy i przeżywaliśmy, dzięki uprzejmości Dyrektora Bogusława Nowaka, próbę generalną opery "Carmen" Georgesa Bizeta w Operze Krakowskiej, której premiera nastapi w dzisiejszy wieczór 5 marca.
Spektakl jest lekko uwspółcześniony, bez nacisku na cygańskość, czy nawet hiszpańskość bohaterów - twierdzi reżyser. Carmen krakowska 2010 - to spektakl o miłości. Laco Adamik cały czas opowiada o miłości przez swój filtr emocjonalny, który podnosi widzom poziom adrenaliny, co czułem już oglądając jego inscenizację Łucji z Lamermoru. Tym razem poszedł o krok dalej. Wykonawcy grają w sposób naturalny, wręcz nie klasycznie operowy, bardziej filmowy, niż teatralizujący.
Kluczem do tej inscenizacji, która jest niewątpliwą sceniczną superprodukcją, są wspaniali, młodzi wykonawcy głównych ról kobiecych i męskich, ogromny zespół tańczących i śpiewających wykonawców z Małgorzatą Walewską i Monika Lendzion, solistką warszawskiej Opery Kameralnej (ta druga - na naszych zdjęciach z próby generalnej) oraz Agnieszką Cząstką jako odtwórczynie postaci Carmen. Wśród dorosłych są także śpiewające i tańczące w pierwszym akcie dzieci ze stałego zespołu związanego z Operą Krakowską. Rolę Don Jose reżyser powierzył Arnoldowi Rutkowskiemu (laureatowi konkursu "Operalia") oraz solistom z Krakowa: Tomaszowi Kukowi i Vasylowi Grokholskyiemu.
Reżyser Laco Adamik udzielił specjalnie dla ViaPoland.com wywiadu, zebraliśmy także w kuluarach kilka opinii o spektaklu na widowni. Głosy negatywne były odosobnione, kontrowersję budziła zmysłowa scena z Carmen, która okręca się w tańcu na... belce. Zmysłowość była, naszym zdaniem śmiała, ale jednak delikatna, stosowna do tragicznego tematu. Cyganka i jej ukochany byli namiętni. Zaskoczy widzów bardzo współczesny akord finałowy, spojrzenie na tragedię z punktu widzenia naszych czasów (scena z turystami). O dodatkowej i sprawiającej satysfakcję pracy związanej związanej z koniecznością ubrania także nastoletnich dzieci mówiła Barbara Kędzierska, scenograf i kostiumograf CARMEN.
Jest to czwarta realizacja CARMEN w Operze Krakowskiej. Pierwsza w nowym gmachu opery. Poprzednie inscenizacje miały premiery w marcu 1963 r., czerwcu 1979 i listopadzie 1991. CARMEN w Krakowie będzie wystawiana po francusku z polskimi napisami. Spektakle odbędą się: 5 (premiera), 6, 7 i 9 marca (bilety wysprzedane), a później 14, 15 i 16 maja.
Tekst i zdj. Wieslaw Adamik Współpraca: Jan Szczepański
CARMEN NIE Z MUZEUM
Wywiad z Laco Adamikiem specjalnie dla Viapoland.com
- Chciał Pan podkreślić cygańskość czy hiszpańskość głównej pary bohaterów swojej inscenizacji Carmen?
- Nie, moim zamiarem było przede wszystkim opowiedzieć piękną, choć tragiczna historię o miłości bez tych obciążeń, które są charakterystyczne dla klasycznych inscenizacji. Cyganie w Hiszpani są bardzo zasymilowani. Oczywiście jak pisze profesor Sławek Cyganie w Carmen są symbolem ciemności Nie chodziło mi o miłość między Cyganką i hiszpańskim żołnierzem, która nie jest czymś wyjątkowym, takie historie się zdarzały, ale między kobietą, która żyje szybko i dlatego szybko umiera i mężczyzną, który doprowadza do tragicznego finału. To esencja kobiecości, jakby zagęszczona, czytelna dla dzisiejszego widza. Mężczyzna zakochany jest tu stroną bezradna, cierpiącą. To odwieczny problem miłości, z którą jest związane także cierpienie. To odwieczny problem egzystencjalny. Szczęśliwi jesteśmy tylko przez chwilę.
- Czy spodziewa się Pan zainteresowania także młodzieżowej widowni tym spektaklem?
- W umiarkowanym stopniu, bez przesady, ale mam nadzieję, że tak będzie. Nie uważam, że opera jest tym medium, które najszybciej trafia do młodego widza, Ale jesteśmy wszyscy do siebie podobni, i starsi i młodzi. Wszyscy poruszamy się w sferze uczuć tak samo. Sam czuje się jeszcze młodo, o ile można tak o mnie powiedzieć. Staram się komunikować z innymi ludźmi opowiadając dobrze o uczuciach . Nie daję ramoty, Carmen z muzeum, czegoś, co już sto razy widzieliśmy w operze Ważne jest to, co mówią do siebie moi bohaterowie i to jak opowiadam o tym widzom. Jeśli opowiem o tym dobrze, trafię do widza.
- To jest spektakl wieloplanowy, widać na scenie plan pierwszy, drugi, a nawet trzeci i czwarty za szklaną ścianą fabryki...
- Reżyseruję tak, aby ukazana rzeczywistość nie była uproszczona, lecz prawdziwa, wielowymiarowa. Tak w pierwszym akcie poruszamy się jakby po prawdziwej ulicy, na której żyją ludzie. To perspektywa filmowa, odzwierciedlająca rzeczywistość.
- Czy chodzi o ówczesny "dziki kapitalizm"?
- Oczywiście jesteśmy w Sewilli XIX wieku, ale nie o to mi chodzi. Mamy wciąż przecież podobną epokę industrialną, w której wtedy zaczął funkcjonować w społeczeństwie przemysł, czyli to, co istniej do dziś. Ale ja nie poruszam spraw społecznych, tylko skupiam się na ideowych.
- Niedawno Magdalena Piekorz zainscenizowała na Śląsku "Oliviera Twista%u2019 jako superporodukcję z 256 wykonawcami, a jak jest z Carmen?
- Każda opera jest superprodukcją, bo w ogóle jest najdroższa sztuką. Moja inscenizacja nie przekracza jednak norm inscenizacyjnych, niezbędnych dla takiej opery.
- I tam i tu są dzieci na scenie?
- Bizet napisał w Carmen scenę z dziećmi, które są także u mnie w scenach na ulicy w Sewilli i tak jak w życiu są to i dziewczynki i chłopcy.
- Czy można powiedzieć, że w Pana spektaklu jest obsada gwiazdorska?
- Tak, absolutnie, ponieważ niezwykła jest mezzosopranistka Małgorzata Walewska, numer jeden w Polsce i zarazem jest światowego formatu odtwórczynią ról Carmen. Monika Lendzion też jest wspaniała, wciąż oczywiście się uczy pewnych nowych rzeczy bo dla niej to pierwsza rola Carmen, zresztą zaproponowana po raz pierwszy przeze mnie. Moim zdaniem jest urodzoną Carmen. Zaskakujący dla widzów będzie pozorny drobiazg, bo głównym cierpiącym poza Carmen jest Dom Jose, bo to on dokonuje wyborów i unicestwia siebie samego mordując ukochaną.
- Jakie są Pana dalsze plany reżyserskie operowe.
- Całe życie jako reżyser miałem mnóstwo pracy. Jestem w takiej na szczęście sytuacji, że to praca szuka mnie, a nie ja jej. W Operze Krakowskiej zaplanowaliśmy operetkę Barona Cygańskiego w mojej reżyserii, ale pracuje również na scenie wrocławskiej Chciałbym wystawić mojego ulubionego czeskiego kompozytora Janaczka.
- Widział Pan film Janosik - historia prawdziwa w reż. Kasi Adamik i Agnieszki Holland
- Byłem oczywiście na premierze tego filmu., który nakręciła moja córka i moja eks -żona Agnieszka Holland. Oczywiście film jest piękny, wzruszyła mnie ta historia, którą sam zresztą chciałem kiedyś nakręcić, ale mam świadomość pewnych braków tej realizacji, która jednak jest w dużej mierze bardzo polska. Polacy widza inaczej Janosika. Czy w pełni słowacka byłaby inna?
- Czy Pan upodobał sobie jakąś epokę, w której rozgrywa się akcja inscenizacji, albo filmu? W swoim serialu telewizyjnym Crimen pokazał Pan epokę XVII wieku...
- Lubię ostatnio XVIII wiek, ale nie to jest najważniejsze, opowiedziałem o miłości poprzez chyba wszystkie prawie epoki w moich kilkudziesięciu już inscenizacji operowych na scenie. Tak było z operą Łucją z Lammermooru na krakowskiej scenie, która bardzo polecam, i tak jest teraz. (rozmowa nieautoryzowana)
Rozmawiał Wiesław Adamik
Zobacz galerię (57) |
Komentarze społecznościowe |