Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
52. edycja Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans już wkrótce
Recitar cantando – ten dosyć frapujący tytuł 52. Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans im. Andrzeja Markowskiego ma symbolizować pewne rozszerzenie formuły programowej. „Deklamacja i śpiew” od niepamiętnych czasów żyją w symbiozie, i to nie tylko w przestrzeni muzycznej kultury Zachodu. Specyficzny związek tego, co mówione, recytowane i deklamowane, z tym, co śpiewane – w kontekście europejskiej nowoczesności, może nawet nowożytności – wskazuje muzyczne terytorium, na które teraz Wratislavia Cantans wkracza. Ową terra incognita do tej pory była opera.
Punkty triangulacji
Programowe ramy 52. Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans są niezwykle szerokie, można wyznaczać je na wiele sposobów. Najważniejszymi punktami tej programowej triangulacji wydają się: 450. rocznica urodzin Claudia Monteverdiego i 250. śmierci Georga Philippa Telemanna; 500 lat od początków reformacji, z całym sztafażem muzycznych rozbieżności i punktów wspólnych, które zaistniały w kulturze i sztuce; dzieje ważnej średniowiecznej sekwencji (Stabat Mater) versus XX-wieczna refleksja nad ostatecznymi prawdami wiary albo romantyzm z jego fantastyczną duchowością. Wreszcie problem dla sztuki odwieczny i nierozwiązywalny ,czyli konfrontacja emocjonalizmu z racjonalizmem. To osnowa festiwalu, z którą splecie się wiele wątków pobocznych, drobniejszych, ale nie mniej ważnych.
Do Wrocławia przyjadą renomowani artyści. Inaugurować festiwal będzie jeden z największych dyrygentów naszych czasów, znawca i mistrz interpretacji muzyki baroku – sir John Eliot Gardiner ze swoimi zespołami. To powrót do stolicy Dolnego Śląska artystów, którzy są cenieni i kochani przez publiczność. Na finał festiwalu – debiut: młody dyrygent o korzeniach rosyjsko-greckich, Teodor Currentzis, i założony przez niego wokalno-instrumentalny ensemble MusicAeterna. Naszymi gośćmi będzie cała plejada artystów i grup specjalizujących się w wykonawstwie historycznym: Accademia Bizantina kierowana przez Ottavia Dantone, La Fenice i Jean Tubéry, grupy Il Suonar Parlante i Concordu de Orosei pod artystycznym kierownictwem gambisty Vittoria Ghielmiego, Le Concert Spirituel z Hervém Niquetem, Vocalconsort Berlin pod dyrekcją Daniela Reussa, wreszcie – last but not least – Il Giardino Armonico. Nie zabraknie oczywiście podczas festiwalu zespołów Narodowego Forum Muzyki: NFM Filharmonii Wrocławskiej (gościnnie poprowadzi ją Marzena Diakun), Wrocławskiej Orkiestry Barokowej (wystąpi pod batutą Andrzeja Kosendiaka) i chórów NFM. Żaden festiwal nie może obejść się bez solistów, bez gwiazd. We wrześniu we Wrocławiu będziemy mogli podziwiać niezwykłych śpiewaków: Tomáša Krála, Karinę Gauvin, Hanę Blažikovą, Furia Zanasiego, Willarda White’a czy Zacharego Wildera, by wymienić jedynie kilkoro z nich.
Wielki Monteverdi…
Opera Il ritorno d’Ulisse in patria (Powrót Ulissesa) Claudia Monteverdiego w interpretacyjnej wizji Johna Eliota Gardinera, którą usłyszymy na otwarcie festiwalu, wyznacza ideowe motto tegorocznej Wratislavii Cantans. Czterysta pięćdziesiąt lat temu przyszedł na świat jeden z największych geniuszy muzycznych, kompozytor, który kształtował nowe kierunki rozwoju muzyki europejskiej. Jego rewolucyjne podejście do sztuki i nowy styl (nazwany seconda pratica) spotykały się z ostrą reakcją konserwatywnych teoretyków, ale przecież każdy przełom wiąże się z ideowymi sporami. Dzięki wizjonerstwu Monteverdiego i jemu podobnych muzyka w XVII wieku zaczęła przemawiać w zupełnie inny, niespodziewanie świeży i nowoczesny sposób. Il ritorno d’Ulisse in patria to pierwsza pełnowymiarowa opera Monteverdiego napisana dla publicznych teatrów Wenecji. Premierę miała w karnawale 1640 roku, jest więc dziełem późnym, stworzonym przez dojrzałego, siedemdziesięciotrzyletniego, świadomego swoich możliwości twórcę. Niejedyne to zresztą dzieło Monteverdiego, które usłyszymy podczas festiwalu. Dwa dni później w kościele Uniwersyteckim zespół La Fenice zaprezentuje słynne Vespro della Beata Vergine. Ten napisany trzydzieści lat wcześniej utwór emanuje barokowym przepychem i niemal teatralną wizją muzyki religijnej. Pamiętać bowiem należy, że jest on sztandarowym przykładem kompozytorskiego nowatorstwa Monteverdiego, emanacją i kwintesencją tworzonego przezeń stile moderno.
…i niedoceniany Telemann
Jeśli „twórca nowej muzyki” Monteverdi pozycję w historii muzyki ma raczej ugruntowaną, to o Georga Philippa Telemanna ciągle trzeba się upominać. Złożyło się na to wiele rzeczy – może bliskie sąsiedztwo Bacha i Händla odgrywa tutaj rolę zasadniczą? Telemann jest ciągle w cieniu, na który nie zasługuje. Był przecież kompozytorem niezwykle pracowitym i płodnym. Owa łatwość tworzenia, w XVIII wieku będąca atutem, później została jednak uznana za wadę. Czyż można było „poważnie” traktować kogoś, kto napisał ponad trzy tysiące utworów? Pobłażliwość w traktowaniu Telemanna brała się chyba jednak przede wszystkim z nieznajomości jego dorobku. Dopiero wysiłek, jaki wkładają współcześni wykonawcy w przywrócenie tej muzyki, pozwala docenić skalę talentu Telemanna. A był to bodaj największy erudyta wśród kompozytorów XVIII-wiecznej Europy, człowiek doskonale świadomy istnienia odrębności stylistycznej nie tylko muzyki włoskiej, francuskiej i niemieckiej, lecz także choćby stylu polskiego w instrumentalnej sztuce baroku. Z gigantycznego dorobku Telemanna wybraliśmy Pasję do libretta Bartholda Heinricha Brockesa. Telemann umuzycznił tę wersję historii Męki Pańskiej w roku 1716 i była to jedna z ponad czterdziestu pasji, które skomponował (do dziś zachowała się ich jedynie połowa). Wielkiemu Telemannowi, w 250. rocznicę śmierci kompozytora, zostanie złożony we Wrocławiu należyty hołd.
Stabat Mater i tradycja polifonii
Do fascynującego repertuaru związanego z tematyką pasyjną będzie odwoływać się koncert zatytułowany Stabat Mater. Kilka opracowań XIII-wiecznej sekwencji Jacopone da Todi z różnych czasów – anonimowe, renesansowe pióra Josquina des Prez, wreszcie XX-wieczne Arvo Pärta – zostanie ukazanych w kontekście tradycyjnej muzyki z Sardynii. W kolegiacie Świętego Krzyża i św. Bartłomieja, która była świadkiem niejednego artystycznego eksperymentu, spotkają się śpiewacy posługujący się szczególną techniką (cantu a tenore) z zespołem gambowym Il Suonar Parlante, a wszystko odbędzie się pod kierownictwem Vittoria Ghielmiego. Poszukiwania artystyczne przełamują schematy i wyznaczają nowe horyzonty w sztuce. Mamy więc nadzieję, że tak będzie i tym razem.
Dzieła Josquina de Prez, jednego z największych geniuszy muzycznych, pojawią się również w programach innych koncertów. Można spojrzeć na nie przez pryzmat konceptu z założenia trochę prowokacyjnego i ukazującego dychotomię zjawisk kulturowych, potraktować je jako rodzaj ideowej rywalizacji. Reformacja postawiła przecież zdecydowanie na muzykę, która w przestrzeni sakralnej stała się sztuką absolutnie pierwszoplanową, ponad sztukami plastycznymi. Ojciec reformacji, Marcin Luter, przypisywał jej niezwykle ważne znaczenie teologiczne. Stąd rozkwit twórczości nowej, zresztą z czasem posiłkującej się włoskimi odkryciami związanymi z seconda pratica, tym stylem nowym i emocjonalnym, który promieniował z południa Europy. Czy w związku z tym twórczość Palestriny, pozostającego na usługach Rzymu i do końca będącego zwolennikiem tradycji dawnego kontrapunktu, stoi paradoksalnie po stronie konstruktywizmu, któremu bliżej do racjonalności północnej Europy? Odpowiedzi będziemy szukać podczas występów Vocalconsort Berlin (koncert 500-lecie Reformacji) w bazylice mniejszej pw. św. Elżbiety i Le Concert Spirituel (koncert Mistrzostwo włoskiej polifonii) w kościele pw. św. Marii Magdaleny.
Zwykle o tej dychotomii myślimy zupełnie inaczej. Północ jest synonimem racjonalizmu, południe – ojczyzną emocji i zmysłowości. Zafascynowany XVIII-wieczną Wenecją Paweł Muratow w swym znakomitym eseju sprzed prawie wieku, który niczego jednak nie stracił z aktualności, podkreśla, że życie miasta na Lagunie „było istotnie wiecznym świętem”. I dodaje: „Wiek XVIII był stuleciem muzyki i ani jedno miasto europejskie, a nawet włoskie, nie mogło wtedy mierzyć się z Wenecją pod względem muzykalności”. A może w ogóle żadna nacja nie może mierzyć się z Włochami pod względem muzykalności, i to we wszystkich czasach? Można by twierdząco odpowiedzieć na to pytanie, gdyby nie pewne „ale” i jedna postać z północnej strony Alp – wielki kantor lipski Johann Sebastian Bach. Włoska muzykalność jest emocjonalna, dlatego tytuł jednego z dwóch koncertów Il Giardino Armonico (w Synagodze pod Białym Bocianem) brzmi La morte della ragione (czyli Śmierć rozumu). I to wyraźna przeciwwaga dla propozycji programowej Accademia Bizantina – wykonania Die Kunst der Fuge Bacha. Dzieła, które jest hołdem złożonym kontrapunktycznej logice i muzycznemu konstruktywizmowi, synonimem racjonalizmu w sztuce. Tak, tylko czy logika i porządek wykluczają emocjonalny poryw? Ileż poezji musiał mieć w sobie sędziwy Johann Sebastian Bach, by porwać się na skodyfikowanie sztuki kontrapunktycznej, by zadać sobie pytanie o granice wyzyskania jednego, dość prostego muzycznego tematu! Bez jakiegoś „romantycznego uniesienia ducha” tego „racjonalnego” traktatu o sztuce kontrapunktu by nie było.
Emocje kontra rozum
Śmierć rozumu trudno więc ostatecznie postulować, aczkolwiek w wymiarze doczesności często można odnieść wrażenie, że ludzkość od czasu do czasu ma kłopoty z racjonalizmem. Dwa dzieła Oliviera Messiaena, jednego z największych kompozytorów XX wieku, pytanie o stan ludzkiej kondycji, tej moralnej kondycji, pośrednio zadają. Quatuor pour la fin du temps (Kwartet na koniec czasu) – skomponowany w Stalagu VIII-A w Görlitz, którego pierwszymi słuchaczami, 15 stycznia 1941 roku, było pięć tysięcy jeńców – „został napisany na koniec świata, to znaczy […] na początek wieczności, i nie jest to gra słów związana z końcem okresu niewoli”. Orkiestrowe Et exspecto resurrectionem mortuorum skomponował Messiaen prawie ćwierć wieku później. Ten głęboko poruszający utwór został dedykowany pamięci ofiar dwóch wojen światowych. Dziś w naszej części Europy krwawego konfliktu jeszcze nie ma, ale nasz świat przeżywa bardzo głęboki kryzys, który rodzi niepewność i strach. I wiecznie powracające pytania w czasach trwogi: co przyniesie nieznana przyszłość? A troska o świat i ludzi jest powinnością każdego, także każdego artysty. Et exspecto… Messiaena zostanie wykonane obok potężnej partytury Uru-Anna (Światło Nieba) z 1999 roku, fragmentu monumentalnego cyklu Freski polskiej kompozytorki Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil. Obydwa utwory, odwołujące się do głęboko chrześcijańskiego mistycyzmu, wykona NFM Filharmonia Wrocławska pod dyrekcją Marzeny Diakun. Wprawdzie muzyka XX-wieczna nie dominuje w programie 52. Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans, to jednak stanowi wymowny, nieobojętny ideowo punkt odniesienia dla dzieł wcześniejszych. Także dla repertuarowego rarytasu – kantaty Widma Stanisława Moniuszki. Wybór Scen lirycznych, opartych na Dziadach części II, wskazuje na pokłady duchowości Słowiańszczyzny. Europa powinna być przecież jedna, bogata różnorodnością tradycji i kulturowych kontekstów. Sam Wrocław pozostaje przecież symbolem europejskiego bogactwa i jednocześnie zawikłanej przeszłości. Historia bogatego środkowoeuropejskiego miasta jak w zwierciadle odbija się w bibliotecznych skarbach, przechowywanych w uniwersyteckiej książnicy. Wybór tych muzykaliów złoży się na program koncertu świetnego czeskiego śpiewaka, Tomáša Krála, w Sali Wielkiej miejskiego Ratusza.
A jednak opera?
Nie można na koniec nie wspomnieć o koncercie, który będzie ważnym efektem programu edukacyjnego towarzyszącego festiwalowi Wratislavia Cantans. Dzień przed finałem uczestnicy 42. Kursu Interpretacji Muzyki Oratoryjnej i Kantatowej oraz Orkiestra Festiwalowa pod dyrekcją klawesynistki Aleksandry Rupocińskiej wykonają oratorium San Casimiro, Re di Polonia Alessandra Scarlattiego. Ciekawe, jak „zagra” barokowa muzyka włoska w artystycznej konfrontacji z Sonetami miłosnymi Tadeusza Bairda. Jeszcze jeden to ślad bogactwa i wielowątkowości europejskiej kultury: Włoch opowiadający epizod z historii I Rzeczypospolitej i Polak odczytujący na swój sposób jedno z największych arcydzieł ludzkości. Takie możliwości zapewnia wyłącznie muzyka.
Festiwal zakończy się po drugiej stronie placu Wolności – w Operze przy Świdnickiej. Finał podobnie jak inauguracja będzie operowy. La clemenza di Tito (Łaskawość Tytusa) to jedno z tych dzieł Wolfganga Amadeusa Mozarta, które może wzbudzać kontrowersje, ale przez swoją niejednoznaczność szczególnie ciekawe. W La clemenza di Tito splata się bowiem wiele symbolicznych wątków: i wielki pokład tradycji włoskich librett oraz metastasiańskiej konwencji, która stała się w pewnym momencie lingua latina europejskiej sztuki, i wskazanie na kontekst Europy Środkowej jako ważnego miejsca na mapie kontynentu. Mozart pisał (może w pewnym pośpiechu, to prawda) La clemenza di Tito dla Pragi, na okoliczność nie byle jaką – koronację cesarza Leopolda II na króla Czech; sam poprowadził prapremierę 6 września 1791 roku. Podobno cesarzowa Maria Teresa miała burknąć: „Una porcheria tedesca” („Niemieckie świństwo”). Może i anegdota zmyślona, ale pokazuje, jak w epoce „zwycięskiego rozsądku” dla racjonalistów z północy ważna była włoska emocjonalność, zmysłowość i artystyczne niedomówienie, bo chyba właśnie tego zbyt mało cesarzowa znalazła w muzyce Mozarta. A jeśli szukamy symboli i odniesień do współczesności – z Pragi przecież ledwie parę kroków do Wrocławia, który niedawno nosił prestiżowy tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Dwa lata po przyjęciu na patrona festiwalu jego twórcy – Andrzeja Markowskiego (i włączeniu jego nazwiska do oficjalnej nazwy) – pragniemy pokazać, że „po pięćdziesiątce” Wratislavia Cantans dalej emanuje świeżością. W pierwotnych założeniach Markowskiego był to festiwal oratoryjno-kantatowy. Rozszerzenie formuły o operę absolutnie tego nie przekreśla. Wskazuje tylko jeszcze jedną płaszczyznę muzyczną, na której „deklamacja i śpiew” egzystują.
Agnieszka Frei
fot. Łukasz Rajchert
Komentarze społecznościowe |