Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Czas na herbatkę
Five o’clock. Zwój drutu kolczastego spada na piasek, ciągnąc za sobą niedbale zamocowane kołki. Pracujący wcześniej przy stawianiu zasieków żołnierz, w typowych dla angielskiej armii szortach i płaskim hełmie, biegnie do namiotu z wielkim czajnikiem w ręce…Five o’clock!
Genialna scena z kultowego filmu „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, kiedy to angielscy żołnierze rzucają wszystko, by zgodnie z tradycją delektować się popołudniową herbatką. Five o’clock.
Herbata – drugi, zaraz po wodzie, najpopularniejszy napój na świecie. W Wielkiej Brytanii pije się ją od ponad 350 lat. 156 milionów kubków dziennie. Dlatego proste skojarzenie - Anglik = herbata - to stereotyp nie do przewalczenia.
Warto jednak pamiętać, że historia herbaty zaczęła się w Chinach. Według legendy, w 2737 roku przed naszą erą, chiński cesarz Shen Nung wypoczywał pod drzewem, podczas gdy jego sługa gotował wodę do picia. Wtem podmuch wiatru strącił z drzewa do czajniczka kilka listków. Cesarz nie zganił swego sługi za nieuwagę, a wręcz przeciwnie. Jako że interesowały go zioła, zdecydował się skosztować napój, przypadkowo zaparzonego przez sługę. Drzewo, pod którym odpoczywał cesarz, Shen Nung, nosiło nazwę Camellia sinensis i do dzisiaj jego liście służą do przyrządzania wybornej herbaty.
Inna opowieść przypisuje początek herbacie mnichowi o imieniu Bodhidharma, który postanowił przez 7 lat medytować nie mrużąc oka. Gdy do końca kontemplacji został mu jeden dzień powieki zaczęły mu się zamykać, zerwał więc kilka liści z drzewa, pod którym się znajdował i zaczął żuć. Od razu opuściło go zmęczenie.
Ile w tych opowieściach pięknej baśni a ile prawdy, trudno to dzisiaj rozstrzygać. Wiadomo na pewno, że najwcześniej ten napój znany był w Chinach… I choć Chińczycy długo strzegli swojej tajemnicy, około 803 roku n.e. mnich, Dengyo Daishi przywiózł pierwsze nasiona rośliny herbacianej do Japonii. Kultura picia herbaty rozwijała się w obu krajach jednocześnie, ale to w Japonii przetrwały obrzędy związane z jej piciem.
W podróż do Europy herbata wyruszyła w XVI wieku. Pierwsi zetknęli się z nią Rosjanie podczas podboju Syberii i kontaktów dyplomatycznych z Chinami. W naszym kraju napój ten pojawił się w XVII wieku – pisał o herbacie Jan Kazimierz do żony Ludwiki Marii. Początkowo była traktowana jako ziele lecznicze i zwyczaj picia herbaty rozpowszechnił się dopiero w drugiej połowie XVIII wieku, pomogły w tym również dobre stosunki handlowe pomiędzy Polską i Anglią. Ze względu na wysoką cenę napój ten pity był jedynie na dworze królewskim, dworach magnackich oraz bogatej szlachty i mieszczan. W XIX wieku nastąpiło dalsze upowszechnienie dzięki samowarom sprowadzanym przez wojska rosyjskie.
Chociaż historia i uprawa herbaty wskazuje raczej na takie kraje jak Chiny, Indie czy Cejlon (dzisiejsza Sri Lanka), to herbata nieodparcie kojarzy się z Anglikami. Również w Wielkiej Brytanii nikt nie myśli o herbacie jako o roślinie uprawianej gdzieś na końcu świata. To jest po prostu brytyjski narodowy napój i basta.
Herbatka o poranku, przerwa na herbatkę w pracy (i to niejedna), popołudniowa herbatka z herbatnikiem, czyli słynny five o’clock. No i oczywiście kubek herbaty, gdy jest smutno i źle albo, gdy atakuje choróbsko. Remedium na całe zło tego świata.
Dodatkowo okazuje się, że to nie tylko popołudniowy ceremoniał, ale także samo zdrowie. Wypicie co najmniej 4 filiżanek herbaty dziennie zmniejsza ryzyko ataku serca. Jacy naukowy odkryli tę zależność? Brytyjscy oczywiście! - To tylko jedna z wielu korzyści zdrowotnych, jakie daje picie czarnej herbaty – zapewnia dietetyczka, dr Cerrie Ruxton z Tea Advicory Panel. Najbardziej aktywne są zawarte w niej antyoksydanty, które działają nawet wtedy, gdy pije się herbatkę z mlekiem. Herbaciany antyoksydant nosi nazwę polyphenols i ma dobroczynny wpływ na wiele innych procesów biochemicznych.
Herbata wzmacnia, zarówno zęby jak i kości, co jest ważne dla starszych kobiet, narażonych na osteoporozę. W tym przypadku najlepiej pić od 3 do 8 filiżanek herbaty dziennie. Herbata ponoć znakomicie nawadnia a zawarta w niej kofeina poprawia samopoczucie. Ponadto napój ten jest źródłem takich minerałów jak magnez, potas, cynk oraz kwasu foliowego i witamin B1, B2I B6.
I nie chodzi tu wcale o chwaloną za cudowne właściwości herbatę zieloną, czy czerwoną pu-erh, czy nawet słynną yerba-mate, ale o zwykłą czarną herbatę w saszetkach, dostępną w każdym brytyjskim sklepie.
A właśnie. Herbata w saszetkach. Mający już 100 lat amerykański wynalazek, w Wielkiej Brytanii zadomowił się dopiero na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Wynalazek przypadkowy, bowiem jeden z amerykańskich handlarzy Thomas Sullivan, dla oszczędności, postanowił wysyłać klientom próbki herbaty już nie luzem, tylko zapakowane w malutkie jedwabne saszetki. Ci zaś zaczęli zalewać je wodą…
Po krótkim okresie nieufności Brytyjczycy pokochali ten łatwy sposób przyrządzania swojego ulubionego napoju. Dlatego na początku XXI wieku z tych 156 milionów kubków herbaty, wypijanych dziennie na Wyspach, aż 96% parzonych jest właśnie z herbaty w saszetkach. Kto by dzisiaj bawił się w dobieranie liści, zalewanie ich wrzątkiem, odcedzanie, wyrzucanie zużytych fusów z czajniczka…. No może jeszcze w londyńskim „Ritzu” na West Endzie dopuszczalne są takie sztuczki.
A Polacy? Jaką herbatkę kochają? Zwykłą, z saszetki, wypijaną w pośpiechu przed pójściem do pracy. Z cukrem i cytryną… Z sokiem malinowym…A może z mlekiem, zwaną nie wiadomo czemu bawarką? Czy może prawdziwą, czarną, zaparzaną ze znawstwem w żeliwnych japońskich czajniczkach?
Ciekawe? Bardzo ciekawe…
Komentarze społecznościowe |