Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Piękne trucicielki w naszych ogrodach…
...plenią się od dawna. Szalej, tojad, naparstnica… To rośliny, które stwarzają nie tylko potencjalne, ale jak najbardziej realne niebezpieczeństwo dla nieostrożnych, a szczególnie dla dzieci.
Toksyczność szaleju jest tak wysoka, że i w dobie współczesnej do 50% przypadkowych zatruć kończy się śmiercią. O dawnych i współczesnych roślinach trucicielkach Ślązaków i nie tylko, pisze dr Jan Duda (z archiwum Ziemi Raciborskiej).
Przed dwoma wiekami stolicą całego Śląska był Wrocław, a nazwa Katowice znana była nielicznym Ślązakom, ponieważ tak nazywano pewną małą górnośląską wioskę... Dopiero w 1816 roku ustanowiono odrębną rejencję królewską (rząd królewski) w Opolu, które stało się w ten sposób stolicą Górnego Śląska czyli całej nowopowstałej rejencji. W tym czasie zaczął wychodzić „Amtsblatt”- Dziennik Urzędowy - poświęcony wyłącznie sprawom bieżącym Górnego Śląska. Po to, aby sprawniej administrować terenem, na którym pospołu mieszkali Ślązacy polsko- i niemiecko-języczni, o ważniejszych sprawach owo czasopismo pisze po polsku (jakaż to była polszczyzna!) i po niemiecku. Zresztą i elementarze były wówczas dwujęzyczne, a nauczyciele byli ultrakwistami (dwujęzyczni).
Troszcząc się o życie i zdrowie najmłodszych w 1823 roku ogłoszono ostrzeżenie przed szkodliwymi własnościami roślin, którymi truły się nie dopilnowane dzieci. Wymieniono 5 gatunków roślin, dla naukowej ścisłości z ich nazwami łacińskimi. Były to: szalej jadowity (Cicuta virosa), tojad mocny (Aconitum napellus), naparstnica purpurowa (Digitalis purpurea), bieluń dziędzierzawa (Datura stramonium) oraz rącznik pospolity (Ricinus communis). Jeśli takie rośliny znajdują się w ogrodach publicznych, muszą być tam umieszczone tablice ostrzegające.
Wymienione rośliny i w naszych czasach stwarzają nie tylko potencjalne ale i realne niebezpieczeństwo dla nieostrożnych oraz dla dzieci. Toksyczność szaleju jest tak wysoka, że i w dobie współczesnej do 50% przypadkowych zatruć kończy się śmiercią. Powodem ich jest mylący, pietruszkowaty smak jego ziela i przyjemny aromat przypominający marchew. Szalej jadowity jest rośliną pospolitą w prawie całej Polsce na bagnach, torfowiskach i na brzegach zbiorników wodnych.
Tojad mocny jest rośliną górską, która już od starożytności uprawiana była w europejskich ogrodach. Na Śląsku od średniowiecza uprawiano tojad w prawie każdym kwiatowym ogródku, a jego piękne kwiaty, często również i całą roślinę, nazywano „pantofelkami” lub „trzewiczkami Matki Boskiej”. Tojad uprawiano nie tylko w ogrodach, ale także przy kapliczkach i krzyżach przydrożnych. Jeszcze po drugiej wojnie światowej była to roślina na Śląsku często uprawiana. Tojad we wszystkich organach zawiera akonitynę, alkaloid o szczególnie silnym, trującym, działaniu oraz inne alkaloidy pokrewne. W starożytności używano tojadu do zatruwania strzał, do wykonywania wyroków śmierci i do morderstw. Do celów trucicielskich używano tojadu również za czasów renesansu, wtedy też wypróbowano jego działanie na zbrodniarzach m.in. w Pradze. I współcześnie tojad w uprawach wymaga dużej ostrożności ze względu na możliwość przypadkowych ciężkich zatruć, gdy jego podziemne bulwy omyłkowo zostaną wzięte za selery lub chrzan. W Polsce stanowiska naturalne tojadu znajdują się pod pełną ochroną!
Trzecia „niebezpieczna” roślina wymieniona w cytowanym wyżej rozporządzeniu - naparstnica różowa rośnie współcześnie w prawie każdym ogródku i taką groźną rośliną dla zdrowia chyba nie była i nie jest. Od charakterystycznego kształtu jej kwiatów przypominających naparstek wywodzą się jej nazwy w różnych językach (np. polska - naparstnica, niemiecka - Fingerhut). Naparstnica purpurowa jest znaną rośliną leczniczą, której liście dzięki zawartości glikozydów nasercowych stanowią bardzo cenny surowiec do wyrobu lekarstw. Dziko rośnie licznie na stokach Klimczoka oraz w Beskidzie Śląskim, jest też nierzadka w lasach górnośląskich.
Bardzo interesującą rośliną jest wymieniony w zarządzeniu - bieluń dziędzierzawa i to nie tylko z powodu jej trujących właściwości. W starożytności bielunia nie znano, a do Europy przywędrował on z Azji razem z Cyganami w XV wieku. Cyganie używali nasion bielunia do „sztuk czarnoksięskich”. Niejednokrotnie wtedy bieluń był też narzędziem zbrodni, a kobiety tureckie jego nasionami usypiały mężów (czy czasem nie na zawsze?), gdy chciały ich zdradzić... U Indian meksykańskich bieluń czczony jest jako boski „tolsachi” wywołujący zobojętnienie na otoczenie i głęboki sen z wizjami erotycznymi, a w Peru uchodzi za afrodyzjakum. Bieluń dziędzierzawa w Polsce jest rośliną ruderalną i spotykaną w pobliżu dużych śmietnisk miejskich. Trudno też spodziewać się współcześnie dużych zagrożeń dla naszych dzieci z jego strony, jednakże w ostatnich kilku latach w śląskich ogródkach rosną wysiewane z nasion (przywiezionych wcześniej od krewnych zza Odry) egzotyczni pobratymcy naszego bielunia dziędzierzawy. Wyróżniają się oni nie tylko dużymi i pięknymi, trąbkowatymi, kwiatami. Ich nasiona zawierają dużo trucizn, zwłaszcza jednej - skopolaminy, której niewiele ma nasz poczciwy, śmietniskowy, bieluń dziędzierzawa... A więc i w naszych współczesnych śląskich ogródkach kwiatowych mniejsze i pozbawione opieki dzieci nie są bezpieczne, szczególnie w ciepłe jesienne dni, gdy dojrzewają nasiona tych roślin.
To ostatnie stwierdzenie jest słuszne również ze względu na ponowną popularność piątej i ostatniej rośliny - trucicielki z cytowanego zarządzenia „Amtsblattu” z 1823 roku, to jest rącznika pospolitego. Od kilku lat sadzony on jest corocznie prawie przed każdym śląskim domem, nawet i takim z najmniejszym ogródkiem. Teraz nazywa się go „czerwonym kasztanowcem”. Dojrzewające jesienią nasiona rącznika - „kasztanowca” zawierają silnie trujące toksalalbuminy rycyny oraz trujący alkaloid rycyninę. Ponadto są one dość smaczne o czym autor przekonał się będąc jeszcze niedopilnowanym śląskim dzieckiem. Na jego szczęście w rodzinnym ogródku rósł tylko niedożywiony obornikiem rącznik, który wydał zbyt mało nasion, aby mogły one zaspokoić głód dziecka... Nawozy mineralne były wtedy zbyt drogie... Nasze współczesne sowicie karmione nawozami rączniki - „kasztanowce” rosnące rączo od wiosny do jesieni osiągają wysokość ponad trzy metry i mają tyle nasion, że nasycić się nimi mogłoby, ze śmiertelnym skutkiem, nie jedno głodne śląskie dziecko! Czyż 175-letnie zarządzenie „Amtsblattu” nie jest wciąż aktualne?
W naszych współczesnych ogródkach warzywnych, szczególnie w okresowo zachwaszczanych, rośnie pospolicie jeszcze jedna silnie trująca roślina, której nazwy nie wymieniono w zarządzeniu z „Amtsblattu”. Jest to blekot pospolity (Aethusa cynapium L.), którego nieco lśniące, pierzasto nacinane liście są podobne do liści pietruszki, lecz ich zapach nie jest wcale miły. Omyłkowe spożycie liści blekotu zamiast „zielonej” pietruszki może być przyczyną bardzo ciężkiego zatrucia, ponieważ ziele blekotu zawiera trujący alkaloid typu koiiny.
Zdjęcia - Internet
Zobacz galerię (11) |
Komentarze społecznościowe |