Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Walka o duszę, czyli Tannhauser Richarda Wagnera w Krakowie
Wielkie wydarzenie odbyło się w świecie muzycznym Krakowa - po raz pierwszy w dziejach Opery Królewskiego miasta została wystawiona piąta z kolei romantyczna opera Richarda Wagnera "Tannhauser". Bez wątpienia jest to święto niesamowicie bogatej muzyki, a nawet w pewnym sensie zwycięstwo, ponieważ słynne dzieło niemieckiego kompozytora wymagało tytanicznego trudu przygotowania, precyzji w każdej nucie, śpiewanym słowie i ruchu tanecznym, dekoracjach i kostiumach...
Historia napisana
Był kwiecień 1842 roku, kiedy Richard Wagner wracał z Paryża do Drezna. Wrażenia od podróży przepełniały młodego muzyka. Latem tego samego roku muzyk zaczął pisać scenariusz do nowej opery "Grota Wenus", a 4 lipca następnego roku libretto zostało sfinalizowane. Fabuła łączyła kilka odrębnych utworów literackich, mianowicie niemieckie opowieści o turniejach poetów-minstreli i św. Elżbiecie. Legenda o turnieju śpiewaczych w Wartburgu, w zamku landgrafa Turyngii, wielkiego miłośnika poezji i patrona minstreli stała się podstawą sztuki. Ten mit był bardzo popularny w Niemczech, jemu poświęcił jedną ze swoich fantastycznych noweli E.T.A. Hoffmann. Wagner wybrał Tannhausera na głównego bohatera turnieju (chociaż ten turniej, zgodnie z legendą, odbył się za dziesięć lat do narodzenia bohatera). Jako przeciwnika Tannhausera kompozytor przedstawił w operze Wolframa von Echenbacha - jednego z najwybitniejszych niemieckich poetów Średniowiecza (1170-1220), autora poematu o Lohengrinie (te motywy Wagner później wykorzystał w dwóch swoich następnych operach). Trzecia legenda, wykorzystana przez Wagnera, posłużyła jako źródło dla postaci Elżbiety, którą to Wagner zrobił siostrzenicą landgrafa Turyngii. Jest ona również postacią historyczną: węgierska księżniczka jeszcze w dzieciństwie była przeznaczona na żonę syna landgrafa, okrutnego i brutalnego żołnierza, który zginął w czasie krucjaty. Elżbieta z pokorą znosiła molestowania męża, a później teściowej, a po śmierci przez kościół katolicki była ogłoszona świętą.
W kwietniu 1845 roku kompozytor oddaje partyturę pod nową nazwą "Tannhauser". Premiera opery odbyła się 19 października pod kierownictwem samego autora w Królewskim saksońskim teatrze w Dreźnie. Niestety opinia publiczności była podzielona. Osiem razy operę wystawiano, a później sztukę wykreślono z repertuaru teatru. Nawet Eduard Hanslick, wpływowy ówczesny wiedeński krytyk muzyczny, wróg Wagnera, oznajmił po premierze opery, iż był przekonany, że jest to "najlepsze, co udało się osiągnąć w wielkiej operze za ostatnie dwadzieścia lat, a Richard Wagner w jego przekonaniu, jest najwybitniejszym talentem dramatycznym wśród wszystkich współczesnych kompozytorów".
W 1847 roku Wagner dokonuje pewnych zmian dotyczących finału sztuki. Nowy wariant opery był zaakceptowany i w takiej formie jest wykonywany do dziś. 16 lutego 1849 sztuka została wystawiona pod kierownictwem samego F. Liszta. Z inicjatywy księżny Metternich 16 marca 1861 roku odbyła się premiera opery w Paryżu w tłumaczeniu francuskim. Wagner zgodził się wprowadzić do uwertury balet - takie gusty miała paryska publiczność teatralna owych czasów. Kompozytor wyszukanym językiem muzycznym napisał cudowną "orgię Wenus" i połączył ją z całością uwertury. Wystarczy wspomnieć, iż w poprzedniej wersji uwertury po muzyce bachicznej znowu wchodził, uroczyście wzrastając nabożny chór, który w finale sięgał apoteozy, po czym była kropka w fermacie, a dyrygent na kilka sekund odkładał batutę, żeby później znowu zacząć od "grzesznych" dźwięków. Następne zmiany dotyczyły poszerzenia sceny Tannhausera i Wenus w I akcie i minimalizacji turnieju poetów-minstreli.
Uwertura
Jest to jeden z najbardziej popularnych fragmentów sztuki, który wchodzi w program koncertów symfonicznych muzyki klasycznej. Uwertura bazuje się głownie na chórze pielgrzymów, którym zaczyna się i kończy się opera (częściowo również na bachicznej orgii w grocie Wenus). Takim sposobem początek opery niby uogólnia temat całej fabuły - walki Miłości Niebiańskiej z Miłością Ziemską za duszę głównego bohatera (Henrika Tannhausera). Należy zauważyć, iż melodia, która oznajmiła początek sztuki wagnerowskiej w Operze Krakowskiej od razu wykrystalizowała u widzów opinię o melodii o bardzo gęstym ontologicznym napełnieniu, która w sposób niewerbalno-melodyjny przekazała całą historię upadku, nawrócenia, pokuty, miłości i śmierci bohatera; o melodii pełnej jedwabistego brzmienia i wyrazistego wyodrębnienia każdego instrumentu orkiestry. W wielkiej uwerturze przeciwstawia się dwa światy, walczące ze sobą - świat surowego obowiązku moralnego, kreowanego poprzez majestatyczne dźwięki chóru pielgrzymów, i świata zmysłowych przyjemności, przekazany przez przyciągająco-zachęcające motywy królestwa Wenus. Orkiestra pod kierownictwem Tomasza Tokarczyka, jak zawsze, wykazała się niebywałym profesjonalizmem i talentem. Trwająca dosyć długo uwertura tak zachęcająco-głęboko zapraszała widzów do audio-wizualnego odbioru romantycznej historii pełnej dramatyzmu i autentycznych uczuć, że pojawiało się życzenie nie kończyć tej wspaniałej wstępnej części opery%u2026
I akt
Biel, podświetlane kolumny jońskie, jasne szaty tancerzy baletu zapraszają widzów do groty Wenus, gdzie właśnie zaczyna się przełomowy moment w duszy głównego bohatera Henrika. Duet Tannhausera (Janusz Ratajczak) i Wenus (Monika Ledzion-Porczyńska) - przykład miłości bez wzajemności, miłości uciech cielesnych. Twarda postawa bohatera odejść napotyka się na zemstę ze strony królowej Miłości. Należy nadmienić, iż I akt reżyser Laco Adamik skonstruował na kontraście fantastycznych i bytowych scen. Orgia w grocie Wenus przeniknięta jest męczącym niepokojem, hucznym weselem, czarująco brzmi chór syren za sceną. Scena duetu Tannhausera i Wenus obnaża zetknięcie dwóch charakterów i dwóch sił opozycyjnych. Trzykrotnie, za każdym razem co raz to patetyczniej, rozbrzmiewa energiczny, w duchu marszu, hymn na cześć Wenus, jemu jako przeciwstawienie roznosi się nad sceną delikatne pieszczące arioso Wenus i pełne gniewu przekleństwo skierowane do porzucającego ją kochanka.
W drugiej części I aktu spokojne jasne światło napełnia widownie. Zmiana dekoracji przenosi Henrika w dolinę pod Wartburgiem (w oddali widnieją wzgórza Turyngii). Młody pastuch przezroczystą melodią (na angielskiej fujarce) wita wiosnę, którą można symbolicznie rozpatrywać jako początek dobrych zmian w dusze bohatera i nie tylko jego - pielgrzymi idą do Rzymu aby uzyskać odpuszczenie grzechów u Papieża. To wszystko dzieje się w obramowaniu barwnych dźwięków waltorni. Pojawienie procesji rycerzy-myśliwych wnosi nijaki dynamizm w treść sztuki - otwiera przed widzami moment z przeszłości Henryka: on był najlepszym poetą-minstrelem, niestety przez własną dumę pokłócił się ze swoimi przyjaciółmi i odszedł. Teraz gniew rycerzy minął i na zmianę złości i zazdrości przyszedł pokój pojednania. Aby Tannhauser pozostał z nimi Wolfram jako ważny argument wykorzystuje wspomnienie o Elżbiecie, która po zniknięciu Henrika nie odwiedza więcej turnieje śpiewaczy. Henrik daje zgodę zostać i wziąć udział w turnieju. Akt kończy się wielkim sekstetem porywistego radosnego charakteru, który był przyjęty przez widownie hucznymi brawami.
II akt
Drugi akt rozpada się na dwie części: sceny liryczne i grandiozny chór w finale. We wstępie orkiestrowym i arii Elżbiety poświęconej "sali jako kołysce sztuki" króluje uczucie niecierpliwego radosnego oczekiwania. Bardzo bliski po nastroju duet liryczny Tannhausera i Elżbiety (Janusz Ratajczak i Magdalena Barylak) w rytmie allegro wywołał zachwyt u widzów i burze oklasków. Uroczysty marsz z chórem zapowiada rozpoczęcie turnieju śpiewaczy. Minstreli prezentują po kolei swe umiejętności w formie niewielkich rozmiarowo arioso. Na tle pieśni o istocie miłości w wykonaniu rycerzy wydziela się pierwsze arioso Wolframa (Adam Szerszeń) - subtelne i spokojne przy akompaniamencie harfy. Bardziej wzniośle brzmi jego drugie arioso "O niebo, do ciebie wzywam". Z nim bezpośrednio można porównać występ Henrika - pełny żaru hymn "Bogini miłości" na cześć Wenus. W centrum szeroko rozwiniętego ansamblu z chórem dźwięcznym soprano wznosi się gorące błaganie Elżbiety "Nieszczęsny grzesznik, ofiara namiętności". Akt kończy się rozświetlonym głosem chóru.
Aranżacja wizualna drugiego aktu stanowi kontrast z pierwszym. Na ile jasne i śnieżnobiałe odcienie napełniały początek spektaklu (biel - symbol czystości i niewinności, aczkolwiek nawiązując do treści opery można zauważyć nijaką ironię), na tyle szaro-czarne ze srebrnym odcieniem barwy w drugiej części bardzo wymownie wskazują na inny świat, świat ludzi i uczuć, świat autentycznych uczuć, śpiewu ptaków, przyrody. II akt jest obramowany chórami pielgrzymów; w centrum jego - występy solo trzech bohaterów (Henrik, Elżbieta i Wolfram).
III akt
Dekorację do III aktu - wspaniały dowód talentu Barbary Kędzierskiej. Gwiaździste niebo zasłania scenę, na jego tle widnieje się gałęź nagiego drzewa - nastąpiła jesień. Wielki wstęp orkiestrowy - "Pielgrzymka Tannhausera" prorokuje dramatyzm jego opowieści. Na początku brzmi wzniosły temat chóru pielgrzymów o radości powrotu do ziemi ojczystej (pierwsza uwertura). Zadziwiająco spokojna i jasna modlitwa Elżbiety do Bogurodzicy zmienia się rozkwitła melodią romansu-arii Wolframa o zorze wieczorowej - "O, du mein holder Abendstern". Opowieść Tannhausera (monolog "Inbrust im Herzen") napełniona jest różnymi zmianami nastrojów: przerywająca się deklamacja aktora brzmi na tle tematu orkiestry, przedstawiając smutną drogę pielgrzymów. W następnej scenie (duet Tannhausera i Wolframa) można usłyszeć orkiestrowe motywy królestwa Wenus. Ich zmienia uroczyste wielogłosowe rozbrzmiewanie, które w sposób melodyjny i subtelny łączy się z majestatycznym chórem pielgrzymów. Należy dodać, iż w ostatnim akcie charakterystyczne cechy "operowe" znikają: widzowie od pierwszego taktu do ostatniego zanurzają się w prawdziwy dramat muzyczny.
Wrażenie od spektaklu
"Tannhauser" był napisany ponad 70 lat temu, lecz jego zachwycająca "ludzka istota", przedstawiona tak wyraziście i plastycznie, nie uległa wpływowi czasu, i nigdy nie ulegnie. Ta przepiękna muzyczno-dramatyczna koncepcja będzie sprawiać głębokie wrażenie na widzów do tej pory, dopóki nie zmaleją ludzkie uczucia i namiętności. Ponieważ artystyczna idea niemieckiego geniusza opery włada tajemnicą wiecznej młodości to w ipso nie starzeje się i jego muzyka - w tym "młodym" utworze Wagnera muzykę nie da się oceniać nie uwzględniając tekstu i akcji - ona nie istnieje niezależnie od idei scenicznej. Jak mówił sam muzyk, "u mnie nigdy się nie zdarza, żeby wziąć pierwszą lepszą fabułę, opracować ją w formie wierszowanej i tylko później zacząć obmyślać jak skomponować do niej pasującą muzykę. Przed tym gdy mam napisać chociaż jeden wers, naszkicować chociaż jedną scenę, jestem przepojony muzycznymi "oparami" mojej dramy; już trzymam w głowie wszystkie dźwięki, wszystkie charakterystyczne motywy, tak że kiedy wiersze będą gotowe i sceny ustalone, u mnie razem z tym wszystkim jest już gotowa "opera": szczegółowe muzyczne obramowanie jest tylko dodatkową pracą - pracą spokojną i rozsądną, której poprzedza moment kreatywnej twórczości". Tak pisał Wagner i rzeczywiście odczuwamy w jego operze, że została ona pomyślana w muzyce, a muzyka z kolei pomyślana w poezji dramatycznej. Ta typowo romantyczna opera z charakterystycznymi dla niej przeciwstawieniem fantastyki i rzeczywistości, uroczystymi procesjami, scenami tanecznymi i obszernymi chórami wzbudza zachwyt u wszystkich widzów. Obfitość aktorów nadaje sztuce pyszności i monumentalności. Ogromne miejsce zajmują urokliwe fragmenty przyrody - górzystej i tej wieczorowej - a także bytu (jak w grocie Wenus, tak i w sali landgrafa z symbolicznie opuszczonym i podniesionym oświetlonym żyrandolem), tworząc malowniczo-przemawiające tło dramatu lirycznego.
Krakowski "Tannhauser" Richarda Wagnera to niewątpliwie ogromna wspólna praca aktorów, orkiestry, dyrygenta, reżysera, choreografa, scenografa, która pozwoliła widzom zanurzyć w wir bajecznie-cudownej muzyki niemieckiego kompozytora, czerpiąc z niej każdy dla siebie coś bardzo intymnego i autentycznego a zarazem wartościowego i wiecznego.
dr hab. prof. UP Lesława Korenowska
Zobacz galerię (9) |
Komentarze społecznościowe |