Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Studencki Don Giovanni wyjątkowo udany
Studenci zagrali „mozartowskiego „Don Giovanniego” tylko trzy razy, w tym ostatni raz bez orkiestry, przy fortepianowym akompaniamencie. Jeśli kogoś ogarnął lęk, że obejrzy spektakl niepełnowartościowy mógł się potem ze spokojem zapaść w fotel nowej sali koncertowej Akademii Muzycznej. Było skromniej, ale zwyciężył geniusz Mozarta, młode głosy i superdowcipna reżyseria Roberto Skolmowskiego.
Studenci przygotowują operę
Błędem zasadniczym jest traktowanie po macoszemu spektakli dyplomowych w wykonaniu studentów uczelni artystycznych. Gros publiki stanowi kadra uczelni, podekscytowana rodzina i znajomi wykonawców, tymczasem jednak operowe przedstawienia w Akademii Muzycznej przyciągają też fanów różnych tytułów (w tym sezonie na afiszu były dzieła Händla i Mozarta), którzy korzystają z okazji, by zobaczyć, czy mamy i jaką zdolną młodzież, ale też wabikiem są bezpłatne zaproszenia, które można otrzymać na portierni. Najważniejsze jednak, że wśród przygotowywanych tytułów bywają perełki (kilka lat temu „Aleko”, jedyna opera, jaką skomponował Rachmaninow) lub propozycje z żelaznego repertuaru, jak „Don Giovanni”. I tu niespodzianka. Roberto Skolmowski skorzystał z wyjątkowego tłumaczenia libretta, jakie niegdyś zaserwował melomanom i tym, którzy kochają zabawy lingwistyczne poeta Stanisław Barańczak. Rzecz jest wspaniała o tyle, że widzowie nie musieli znać włoskiego, bo bohaterowie dialogowali nagle na scenie po polsku. Dowcipnie i wyraźnie, w czym pomógł, paradoksalnie, brak orkiestry. Cały spektakl instrumentalnie udźwignęła pianistka Jekaterina Outerberguer.
Don Giovanni z młodą obsadą
Wśród młodych zabłysnęli zwłaszcza panowie. Rosjanin Wołodymyr Andruszczak był Giovannim niemal idealnym – dobrze dopasowanym pod względem wokalnym, niezły aktorsko i, tu wartość dodana, z odpowiednią aparycją. Dominik Kujawa wcielił się w postać Leporella fantastycznie i kto wie, czy to nie on ukradł show, ale też służący jest pod wieloma względami znacznie ciekawszy od swojego pana (no i śpiewa arię katalogową!). Dobre wejścia jako Komandor miał Michał Ziemak, a Bartosz Nowak (Don Ottavio) w udany sposób śpiewał m.in. duety, czy tercet z I aktu. Wśród Pań bardziej przekonująca wokalnie i aktorsko okazała się Karolina Szumska jako Donna Elwira i dobrze, że reżyser nie scharakteryzował jej jako oszalałej, narwanej kobiety, która w finale decyduje się w dodatku skończyć w klasztorze (tego jednak nie mielibyśmy szansy usłyszeć, bo w tej wersji zrezygnowano z ostatniej, finałowej sceny). Agacie Chodorek (Donna Anna) nie sposób odmówić wielkiego zaangażowania, choć też i zbyt dużej chyba ekspresji. Parę Maja Konstancja Kamieńska (Zerlina) i Stavros Chatzipentidis (Masetto) połączono wokalnie w udany sposób, ale tutaj marzylibyśmy o większej może subtelności, choć wszystkie partie w tej bodaj najgenialniejszej operze Mozarta wymagają tytanicznej pracy nad detalami.
Libertyn uśmiercony przez kobietę
Roberto Skolmowskiemu udało się nie tylko stworzyć przedstawienie, w którym śpiewacy czują się komfortowo i przede wszystkim dobrze grają, ale też autentycznie dowcipny spektakl idący w sukurs poczuciu humoru Mozarta i jego librecisty da Pontego. Giovanni i Leporello jedzący wspólnie wiśnie i wypluwający pestki do plastikowego wiaderka (a każde odbicie pestki wprowadza nową rytmiczną jakość do dialogu), czy Elwira rozwijająca szpagat między sobą a wybraną osobą z publiczności i wieszająca na nim dziecięce ubranka (ona sama jest w ciąży z Giovannim) – sceny nie do przecenienia! Plus finał, o którym marzy wielu melomanów, a wybrzmiewający z ostatnim tchnieniem Giovanniego, a nie, jak w partyturze, z moralitetem o tym, że zbrodniarza ukarano. W wersji Skolmowskiego libertyn i znawca kobiet umiera widząc rudowłosą piękność, tak dorodną jak bohaterki z obrazów Maleczewskiego uzbrojone w wielką urodę i nieodłączną kosę.
źródło: wroclaw.pl
Komentarze społecznościowe |