Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Sposób na święta. Jak to dawniej bywało
Wigilia kończyła kilkutygodniowy czas wstrzemięźliwości i chociaż była ucztą postną, stoły uginały się od mnogości potraw. Oczywiście rozpiętość była ogromna – świąteczna wieczerza w pałacach magnackich różniła się od tej w chłopskich chałupach. W tych pierwszych przypominała raczej adwentowe obżarstwo, w drugich – niewielkie wzbogacenie skromnego codziennego menu.
Na staropolskich stołach wigilijnych dominowały przede wszystkim ryby. Królował łosoś, ale też szczupaki, karpie, okonie, liny i leszcze. Ryby najczęściej gotowano, rzadziej duszono i pieczono. Do końca XVIII w. nasi przodkowie dania główne spożywali w towarzystwie warzyw: grochu, czarnej i żółtej marchwi, rzepy, czarnej rzodkwi, brukwi, pasternaku, kucmerki, topinamburu, skorzonery, salsefii i kapusty. Potrawy mocno doprawiano, używając szafranu, pieprzu, octu, czosnku i chrzanu. W myśl zasady „Polak potrafi” nauczono się obchodzić postne zakazy i dogadzać sobie odrobiną mięsa…: „Umiejętność kucharska przyswoiła do ryby i bobry, robiąc z nich i na post kiełbaski, potrawki, plusk, czyli ogon jego, nade wszystko ceniąc”.
W ubogich domach było oczywiście inaczej: polewka z piwa, groch, grzyby suszone, kapusta, kluski z makiem. W XVIII w. na świąteczne stoły wkroczyły zupy. „Najpierw podawano do wyboru rybną polewkę z kluseczkami, barszcz postny z uszkami z grzybów lub zupę migdałową, mlekiem zaprawną, potem wiele gatunków ryb, rozmaicie przyrządzonych: karpie z sosem szafranowym, łososie na burgundzkim winie, sandacze po węgiersku z korzeniami, dalej szczupaki, sumy, liny, poczem zjawiały się na stole półmiski z potrawami wigilijnemi, jak: kapusta z grzybami, kluseczki z makiem, wreszcie gruszki i śliwy suszone” – tak opisywano wieczerzę wigilijną w bogatym włościańskim domu w XVIII i XIX w. Właśnie zupa migdałowa z rodzynkami była obowiązkowym punktem kolacji wigilijnej. Jako drugą podawano barszcz z uszkami lub zupę rybną z farszem. Jednak ze względu na cenę orzechów, specjał ten pojawiał się na stołach głównie w zamożnych domach. Na chłopskich stołach można było znaleźć zbożowe kleiki, zupę z siemienia słodzoną miodem.
Miesięcznik »Pani Domu«, organ związku pań domu i instytutu gospodarstwa domowego, w grudniu 1934 r. rekomendował menu wigilijne. Wersja tańsza: barszcz z uszkami grzybowemi. Dorsz smażony, ziemniaki, sałata z czerwonej kapusty. Strucla makowa i wino domowe lub herbata. Wersja droższa: barszcz grzybowy i zupa migdałowa. Lin w galarecie. Szczupak w sosie chrzanowym lub sandacz z jajami. Kompot z suszonych owoców. Krem makowy albo budyń orzechowy i sos z wina. Bakalje.
Kto handluje, ten żyje
Specyficzne wigilie przypadły na lata 1939–1944. „Wielu standardowych pozycji wigilijnego menu nie sposób było dostać. Śledzi nie ma, a karp i szczupak są absurdalnie drogie? Żaden problem. Rybę faszerowaną można w końcu zrobić i bez ryby. Da się ją przyrządzić na przykład z gotowanej soi, ewentualnie z jajek. Kiedy już udało się dostać rybę, najczęściej były to stynki – maleńkie, zaledwie kilkucentymetrowe rybki (…). Środek zimy to akurat sezon ich połowu”. Brak podstawowych produktów spożywczych stawiał panie domu – szczególnie w miastach – w trudnej sytuacji i dlatego, kto tylko mógł zaopatrywał się na czarnym rynku. Powiedzenie „ceny czarnorynkowe” wywodzi się stąd, że artykuły pochodzące od handlarzy były bardzo drogie. Nie tylko przez czystą chęć zysku, ale przede wszystkim ogromne ryzyko, jakim była dystrybucja i sprzedaż.
„Karczew, zwany w gwarze okupacyjnej »Prosiakowem«, był główną bazą zaopatrzenia Warszawy w tłuszcze, mięso i wyroby mięsne. (…) Jabłonna i okolice zamienione zostały w rozległą wytwórnię wódek (…), stąd szły także warzywa. Piaseczno i Góra Kalwaria dostarczały stolicy mąkę, pieczywo w dużych ilościach (…). Grójec, Brzostowiec i Nowe Miasto nad Pilicą to ogromne bazy mąki, kaszy, pszenicy, żyta, kartofli i mięsa” Prezenty gwiazdkowe od zawsze były wyzwaniem dla obdarowujących. W czasach wojennych rarytasami były nowe pończochy czy najprostszy kosmetyk, a i tak ich zdobycie graniczyło z cudem. Obecna mnogość wszelkich towarów również sprawia, że wybór nie jest łatwy. Niezależnie od okoliczności, jesteśmy otwarci na sugestie, które mogą pomóc w podjęciu decyzji. I to nie zmieniło się, pomimo upływu lat. Przedświąteczna prasa pełna była ogłoszeń i reklam, których archaiczna forma wywołuje dziś uśmiech, ale tak naprawdę te mechanizmy są wciąż aktualne.
Płonie, płonie choinka
Prezenty najlepiej wyglądają pod piękną choinką. Oprócz bombek, łańcuchów, kokard i anielskiego włosa, obowiązkowym elementem były światełka. Początkowo na gałązkach drzewka mocowano świeczki, jednak była to ozdoba tyleż efektowna, co ryzykowna. Dlatego w każdym domu istniał jakiś plan B, na wypadek, gdyby połączenie drzewa i ognia stało się faktem. Często trzymano pod ręką wiadro z wodą lub stary koc. Pojawiły się nawet specjalne szklane klosze na świece, tzw. światełka wróżek, ale stres pozostał.
Koniec XIX w. przyniósł światu przełomowy patent Edisona – żarówkę, co spowodowało zastosowanie tego konceptu w innych dziedzinach. Lampki choinkowe wymyślił kolega wynalazcy – Edward Johnson, a natychmiastową realizację pomysłu umożliwił fakt, że był on jednocześnie wiceprezesem Electric Light Company. William Augustus, dziennikarz „Detroit Post”, tak wspomina wizytę w apartamencie przedsiębiorcy: „Z tyłu pięknego salonu była duża choinka (…). Jaskrawo błyszczała wieloma kolorowymi globami wielkości orzecha włoskiego i do tego obracała się sześć razy na minutę na małym pudełku (…). Gdy drzewko się obracało barwy się zmieniały, bo lampki gasły, a potem znowu się zapalały. (…) Na suficie skośnie krzyżowały się też dwa łańcuchy z 28 małych światełek, a wszystkie lampy i fantastyczne drzewko zasilał prąd elektryczny z głównego gabinetu płynący kablem”.
Kilkanaście lat później lampki choinkowe były ozdobą bożonarodzeniowego drzewka w Białym Domu – zdjęcie dekoracji ukazało się w amerykańskiej prasie. Zaraz potem w światełka zaczęli zaopatrywać się bogaci Amerykanie – komplet choinkowy kosztował nawet 300 dolarów, czyli równowartość połowy dobrego samochodu.
źródło: mazovia.pl
Komentarze społecznościowe |