Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Chichot historii w Chałupkach
Niemal wszystko, od starych secesyjnych szaf po wianki ze sztucznych kwiatów przywieźli hadlujacy na Jarmark na Granicy. Z roku na rok coraz więcej sprzedających i kupujących z Polski i z Czech pojawia się przy dawnym moście granicznym w Chałupkach.
Pomysł zrodził się rok temu w Urzędzie Gminy w Krzyżanowicach. - Tak, tak, my samorządowcy też mamy czasami dobre pomysły - mówi ze śmiechem wójt gminy Krzyżanowice Leonard Fulneczek, który od rana sprawdza, jaka jest frekwencja i nastroje uczestników przygranicznej imprezy. Sam zresztą też kupił stary niemiecki śpiewnik z nutami. - Może uda mi się coś z tego zagrać.
Ciężar organizacyjny niemal w całości wzięła na siebie właśnie gmina Krzyżanowice. Zapewniła miejsce, dostarczyła handlującym stoły. Nad porządkiem czuwali strażnicy miejscy z Raciborza i strażacy OSP z Chałupek. - To miejsce jest symboliczne. Kiedyś tutaj też przychodziło dużo ludzi, ale w zupełnie innym celu. Teraz to miejsce łączy, a nie dzieli jak kiedyś granicą - mówi wójt Fulneczek. - Niemal słychać tu chichot historii.
Na Jarmark na Granicy najwięcej przyjechało różnej maści kolekcjonerów staroci: monet, medali, odznaczeń, startej porcelany. Na przykład Czesław Kopiec z Wodzisławia wybrał Krzyżanowice, chociaż w rodzimym Wodzisławiu dobywała się dzisiaj podobna impreza. - Tutaj jest to lepiej zorganizowane - chwali organizatorów. - Nie trzeba przywozić własnych stołów. Trzeba tylko zadzwonić do gminy i wcześniej zarezerwować. No i wszystko jest za darmo.
Czesław Kopiec kolekcjonuje stare monety i odznaczenia, jest jednak posiadaczem wielu innych rzeczy, które trafiają do niego podczas kolekcjonerskiej wymiany. - Sprzedaję, bo wszystkiego zbierać nie da rady.
Są też regularni handlowcy, którzy wykorzystują każdą okazję, by sprzedać trochę towaru. Wójta Fulneczka jednak najbardziej cieszy, że z jarmarku na jarmark coraz więcej pojawia się zwykłych mieszkańców gminy, którzy z zakamarków strychów, piwnic i różnego rodzaju schowków wyciągają nieużywane rzeczy i wystawiają je na sprzedaż. - Myśmy za wzór stawiali sobie niemieckie flohmarkty, a tam się właśnie tak dzieje.
Jak potrafią sobie radzić miejscowi, by zdobyć trochę grosza, widać na przykładzie pań z koła gospodyń wiejskich oraz emerytów w Chałupkach? Przy ich stoisku rozchodzi się smakowity zapach smalcu ze skwarkami, wytopionego osobiście przez żonę sołtysa Urszulę Chrobok i smażonej kiełbasy. Panie w ten sposób gromadzą fundusze na doposażenie wiejskiej świetlicy. Tym razem upatrzyły sobie elektryczną patelnię, rzecz nietanią, kosztującą ponad tysiąc złotych. - Dzisiaj zarobimy trochę pieniędzy, potem będzie jeszcze kiermasz przedświąteczny, może się uda%u2026
Na jarmarku w Chałupkach swoje stoisko rozłożyły też Warsztaty Terapii Zajęciowej z DPS-u przy Rzeźniczej w Raciborzu. - Zwykle sprzedajemy wyroby naszych podopiecznych na kiermaszach przed Wielkanocą lub Bożym Narodzeniem. Ale skoro tu pojawiła się okazja to jesteśmy - opowiada Dorota Kwiecień. Kupujących kusi bogaty asortyment różnego rodzaju wyrobów rękodzielniczych, od pięknie zdobionych kartek, poprzez gliniane dzwoneczki, robione na szydełku torby czy haftowane makatki. - Proszę spojrzeć na ceny, są bardzo przystępne. Jak uda nam się zarobić 200 zł, to się cieszymy. Pieniądze przeznaczamy na potrzeby podopiecznych, bilety do kina lub lody podczas wspólnych wyjazdów.
Kupujący powili przechadzają się między kramami, z uwaga oglądają wystawione tam towary. Pytają o cenę, czasami się targują i zwykle odchodzą z upatrzoną rzeczą. Jak na prawdziwy jarmark przystało.
Jola Reisch
Zobacz galerię (31) |
Komentarze społecznościowe |