Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Polskie ścieżki do Egiptu
Tajemnica mumii z Raciborza. Już w XIX w. jej sława sięgała daleko poza Racibórz. Ściągała do miejscowego królewskiego gimnazjum ewangelickiego sławy światowej egiptologii. Dopiero jednak w XXI w. uchyloną rąbka tajemnicy jej śmierci.
Makabryczny wieczór
Lokalna tradycja głosi, że mumia przechowywana dziś w raciborskim Muzeum, mumia Egipcjanki miała być prezentem dla narzeczonej ekstrawaganckiego barona Anzelma von Rothschilda, przedstawiciela znanej żydowskiej rodziny bankierskiej, która weszła w posiadanie zamku w Chałupkach oraz pięknego pałacu w Szylerzowicach. Monumentalna budowla, przebudowana pod koniec XIX w. w duchu późnego historyzmu, inspirowanego monumentalnym barokiem i francuskim klasycyzmem, ściągała żądnych wrażeń szlachciców z Austro-Węgier, Prus i Królestwa Kongresowego. Na organizowanych z rozmachem polowaniach Rothschildów w Szylerzowicach, gdzie znajdowała się jedna z największych europejskich bażanciarni, gościli m.in. Potoccy, ubijając wraz z innymi szlachetnie urodzonymi gośćmi setki zajęcy i łownego ptactwa.
Historię o prezencie dla ukochanej należy chyba między bajki włożyć, jeśli wziąć pod uwagę, że w połowie XIX w. europejskie elity ogarnęła istna mumiomania. Zabalsamowane zwłoki Egipcjan masowo przywożono na Stary Kontynent, organizując publiczne pokazy odwijania ich z bandaży. Ekscytującą i bądź co bądź makabryczną rozrywkę około 1860 r. postanowili zafundować swoim gościom Rothschildowie. Wielu przedstawicieli tej rodziny podróżowało po Bliskim Wschodzie i Egipcie, nie szczędząc grosza na zwariowane zakupy. Takim nabytkiem była z pewnością mumia, którą miejscowi wystawili na sprzedaż na jakimś lokalnym targowisku, nie troszcząc się zbytnio o spokój jej duszy.
Kiedy opadły już emocje po wieczornym odwijaniu mumii w szylerzowickim pałacu, poprzedzonym zapewne sutą i wykwintną kolacją, powstał problem, co zrobić z liczącymi tysiące lat zabytkiem. Baron wpadł na pomysł, by przekazać go do królewskiego gimnazjum ewangelickiego w Raciborzu, które posiadało gabinet starożytności, bogato zaopatrzony w liczne znajdywane na ziemi raciborskiej monety rzymskie. Prezent Rothschilda, który obok zabalsamowanego ciała obejmował również przepięknie zdobiony kartonaż oraz dwa świetnie zachowane sarkofagi, przyćmił je swoim blaskiem.
Skrupulatny profesor Knig
W Raciborzu mumia zrazu stała się obiektem naukowych dociekań. Jako pierwszy zainteresował się nią gimnazjalny profesor Wilhelm Knig, pozostawiając cenny opis: "Za życia była kobietą. (%u2026) Wygląd wcale nie jest piękny i mógłby dla niejednej żywej i wrażliwej wyobraźni być niewygodnym. Wypełniona jest żywicami i asfaltem (%u2026)". Knig nie miał co prawda z egiptologią wiele wspólnego, ale jego amatorski opis został sporządzony z najwyższym kunsztem, z pożądaną w takich przypadkach dbałością o szczegóły. Wiemy dzięki niemu, że między bandażami były amulety, w tym skarabeusz - święty żuk, które jednak nigdy do gimnazjum nie trafiły, ciesząc zapewne przez długie lata oko Rothschildów.
Po Knigu raciborską mumią zainteresowała się sława niemieckich badań Starożytnego Egiptu, pierwszy profesor egiptologii na uniwersytecie w Berlinie, twórca tamtejszego muzeum egipskiego, prof. Carl Lepsius. Ten wytrawny znawca odczytał hieroglify oraz objaśnił znaczenie ikonografii kartonażu i sarkofagów. "Nazywała się Tet-Ament-aus-anch, ale to jej drugie imię. Pierwsze właściwe było na zewnętrznym sarkofagu i zostało na zawsze zatarte" - orzekł. Jak się później okazało, był w błędzie.
Na początku XX w. do Raciborza zawitał prof. Woldemar Schmitt, wybitny egiptolog z Kopenhagi. Ocenił wiek zmarłej Egipcjanki na około 20 lat i badał treść egipskich inskrypcji.
W 1909 r. mumia trafiła do Gliwic. Tamtejsze Muzeum zaoferowało odpowiednie warunki do ekspozycji (salę udekorowano na modłę egipskiego grobowca) i konserwację elementów pochówku. W 1934 r., po długich bojach, mumia wróciła do Raciborza, posiadającego już wówczas swoje muzeum. Dla uświetnienia zorganizowanej w nim ekspozycji ściągnięto z berlińskiego muzeum egiptologii szereg bezcennych okazów starożytnej sztuki z delty Nilu oraz oryginalne urny kanopskie. Te ostatnie jako jedyne przetrwały II wojnę światową. Długie lata sądzono, że to gipsowe podróbki. Dopiero, kiedy w latach 90. Muzeum w Berlinie zaczęło szukać swoich przedwojennych zbiorów, okazało się, jak cenne rzeczy znajdują się w Raciborzu.
Profesor Smyk szuka mikrobów
Na początku lat 80. minionego stulecia raciborską mumią zainteresowała się polska nauka, święcąca w egiptologii niemałe sukcesy. Znakomity znawca prof. Andrzej Niwiński podjął się datacji kartonażu, określając jego powstanie na czasy XXII/XXIII dynastii, orzekając jednocześnie, iż pochodzi z Teb. W latach 1983/84 tę część pochówku zakonserwował Krzysztof Syrek z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknej.
Ze stolicy Małopolski przyjechał również do Raciborza prof. Bolesław Smyk, słynny badacz grobowca króla Kazimierza Jagiellończyka. Wielu uczestników tej fascynującej eksploracji zapadło na tajemnicze choroby. Tamte wydarzenia wziął za temat fascynującego reportażu Zbigniew Święch, publikując w 1989 r. głośną książkę pt. "Klątwy, mikroby i uczeni". W Raciborzu profesor badał mikroby bytujące na zabalsamowanym ciele egipskiej kobiety, a żądna jak zwykle sensacji prasa tylko czekała na doniesienia o klątwie mumii. Tym razem jednak obyło się bez mrożących krew w żyłach historii, choć wybitny polski mikrobiolog odkrył trzynaście gatunków bakterii i promieniowców oraz sześć grzybów. W 1990 r. hieroglify i ikonografia kartonażu i sarkofagów stała się przedmiotem dogłębnych badań prof. Albertyny Dembskiej z Instytutu Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
Śmierć była nagła
Dotychczasowy dorobek naukowców pozwolił odpowiedzieć na wiele pytań dotyczących raciborskiej mumii. Bez wątpienia ustalono, że to kobieta, urodzona około 800 lat przed Chrystusem w Tebach, córka Anch-Chonsu, balwierza świątynnego w Memfis jak chce Schmitt, mężatka, określana w inskrypcjach jako "pani domu", co oznacza, iż była osobą majętną, zaliczaną do wyższych sfer. Umarła w wieku około 20 lat, otrzymując po śmierci pogrzeb drugiej klasy (pierwszy był zarezerwowany dla królów, kapłanów i arystokracji). Nosiła miano Dżed-Amonet-ius-anch, co oznacza: "Mówi [bogini] Amonet ona będzie żyć". Ta przydługa metryka ma swoje uzasadnienie w egipskiej tradycji, gdzie często zasięgano opinii wyroczni. W tym przypadku chodziło zapewne o komplikacje z ciążą matki Dżed lub kłopotami zdrowotnymi dziecka tuż po narodzeniu.
Zagadką wciąż jednak pozostawały przyczyny śmierci Dżed w tak młodym wieku. Wiedzieni ciekawością pracownicy raciborskiego Muzeum postanowili sięgnąć po badania rentgenologiczne, pozostawiając oczywiście w sferze marzeń supernowoczesne środki, przy pomocy których dociekano przyczyn zgonu słynnego Tutanchamona. Wynik prześwietleń, opatrzony odpowiednim komentarzem specjalistów rentgenologów, potwierdził, iż Dżed zmarła w wieku 19-20 lat. Okazało się również, że przynajmniej dwukrotnie została matką. Jej kości nie wykazują żadnych zmian chorobowych. Są prawidłowo zmineralizowane i wykształcone, co prowadzi do wniosku, iż zmarła była za życia dobrej kondycji. Cóż więcej spowodowało jej przedwczesne odejście do Krainy Ozyrysa? "Należy postawić hipotezę, że zgon nastąpił bardzo szybko. W owych czasach najczęściej nagłe zgony wśród młodych kobiet wywoływały ostre choroby zakaźne lub zakażenia okołoporodowe" - konkluduje w swojej opinii doktor Jacek Puczyński.
Mumia Dżed ściąga do Raciborza rzesze turystów, żądnych obcowania choć przez chwilę ze światem Starożytnego Egiptu. To bowiem jeden z niewielu takich, eksponowanych na co dzień w Polsce zabytków. To jednak przede wszystkim ciało młodej kobiety i matki. Dokładne okoliczności jej nagłej, tragicznej śmierci na zawsze pozostaną niewyjaśnione, tak samo jak zgon króla Tutanchamona.
Grzegorz Wawoczny
Zobacz galerię (3) |
Komentarze społecznościowe |