Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Młyny nad Prosną
Książka "Rzeka, która łączy...", wydana w 2003 roku z inicjatywy Starostwa Powiatowego w Oleśnie i Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej w Gliwicach, zawiera obszerną dokumentację o etniczno-politycznej roli spełnianej przez Prosnę - rzekę przygraniczną.
Publikacja ta nie zajmuje się jednak gospodarczą funkcją rzeki, którą na północy powiatu spełniała w minionych wiekach. Przodkowie już wtedy wiedzieli, jak ten niewielki strumień wody, przy źródle Prosny pożytecznie wykorzystać. Tutejsi historycy dowiedli, że już w XVI wieku w jej dolinie znajdowały się gospodarstwa z młynami. Rozmieszczone wzdłuż rzeki młyny dzieliła odległość 1,5km. A można przypuszczać, że już dużo wcześniej na d Prosną zakładano młyny, naturalnie w pierwotnej, dość prymitywnej formie, przy czym nurt rzeki wprawiał w ruch używane wtedy ciężkie kamienie młyńskie.
Engelbert Brysch, znany kronikarz z Kościelisk, dawnej wsi przygranicznej położonej w pobliżu Prosny, w oparciu o Kronikę Parafialną wspomina, że Jacob Zolna w roku 1576 nabył młyn nad Prosną. Jego kolejny następca Balthasar Wengel w 1669 roku zatwierdził swoją posiadłość poprzez rozprawę sądową we Wrocławiu. Warto zauważyć, że ten właśnie młyn i gospodarstwo, do dzisiejszego dnia znajduje się w rękach rodziny Wenglów. Ta i wiele innych historii młynów w regionie wskazuje, że już od wieków przestrzegana jest tradycja dziedziczenia ich przez męskiego następcę.
Napęd wodny młynów i ich wyposażenie na przestrzeni wieków zmieniało się w wyniku postępu technicznego. Na początku do uruchomienia kół młyńskich stosowano zasadniczo dwa różne ich typy: nasiębierny i podsiębierny. W turbinie nasiębiernej woda dopływa drewnianym korytem i spada z góry na koło napędzające, natomiast w podsiębiernej koło jest zasilane wodą od dołu i obraca się w przeciwnym kierunku.
Do dziś zachowały się stare fotografie z okresu młyna Wenglów w Ligocie, pozwalające zobaczyć wprowadzane nowinki techniczne. Do roku 1928 młyn był pokryty słomą, drewniany i miał nasiębierne małe koło o średnicy dwóch metrów. W 1929 roku zbudowano przestrzenny młyn z cegieł, który do napędu otrzymał koło o wysokości pięciu metrów. Napęd ten własnoręcznie zbudował sam właściciel młyna - Valentin Wengel, . Montowanie tego ogromnego koła młyńskiego zostało uwiecznione na zdjęciu.
Na początku XX wieku we wszystkich młynach nad Prosną ciężkie, lecz w mieleniu mało wydajne, kamienie młyńskie z piaskowca obrabianego dłutem były wymieniane na wyrabiane fabrycznie mechaniczne młyny walcowe. Pracowały one znacznie efektywniej, były kilkakrotnie bardziej wydajne i jeśli chodzi o zapotrzebowanie siły, bardziej oszczędne. Z czasem więc doszło w rzemiośle młynarskim do etapowej modernizacji młynów, która ułatwiała wykonywanie zawodu i zwiększała wydajność tych zakładów.
Wprowadzenie małych turbin wodnych, jako źródła napędu, od roku 1937 przyniosło dalsze oszczędności zużycia wody. Z wyjątkiem leżącego bezpośrednio przy naszej zagrodzie nad stawem na Prośnie, młyna rodziny Bensch, wszyscy właściciele młynów w tym właśnie roku poddali się akcji modernizacyjnej. Sprawili sobie nowinkę techniczną - małą turbinę wodną. Nasi sąsiedzi tradycyjny napęd wodny zachowali jeszcze przez 20 lat, to jest aż do likwidacji młyna w roku 1958.
Przed drugą wojną światową doszło do podłączenia młynów do sieci elektrycznej. We wszystkich młynach szybko zostały zakupione i zamontowane silniki elektryczne wspomagające układy napędowe podczas braku strumienia wodnego w czasie suszy.
Rzemiosło młynarskie polegało w całości na świadczeniu usług. Rolnicy przybywali z wyprodukowanym przez siebie zbożem a zabierali dla potrzeb rodziny tyle asortymentu mąki ile sobie tylko życzyli. Dostępne były też odpadki, otręby zużywane na paszę dla bydła. Ta usługa była płacona gotówką lub też przez odliczenie pewnej ilości zboża.
Młyn rodziny Meryków, był czwartym w kolejności nad Prosną i znanym ze szczególnie dużego kręgu klientów. Małżeństwo młynarzy Konstantyny i Karola Meryków opatrzność obdarowała trzema córkami: Heleną, Emilią i Reginą. Dorośli chłopcy z okolicznych wsi właśnie ten młyn wybierali najczęściej jako punkt mielenia zboża. Panował w nim najlepszy nastrój do pozyskiwania klientów. Po śmierci ostatniego członka rodziny młyn pozostał pusty i zaniedbany.
Za czasów wojennych te młyny, które jeszcze działały nad Prosną, były prawdziwym błogosławieństwem dla głodującej ludności tego przygranicznego terenu. Podczas drugiej wojny światowej szczególnie dużym humanitaryzmem wykazał się młynarz Walentin Wengel z Ligoty. Mimo grożącego zadenuncjowania nigdy nie odmówił pomocy i dobrej mąki ludziom głodnym, będącym w potrzebie.
Wszystkie młyny nad Prosną miały, pomijając działalność młynarską, też inne zalety. Tamy i śluzy spiętrzały wodę i tworzyły stawy o znacznej powierzchni. Co roku wczesną wiosną właściciele dbali o wypuszczenie do nich dostatecznej ilości narybku karpia. W stawie młynarza Maryniaka, niedaleko Gorzowa Śląskiego, hodowano wystarczającą jego ilość dla zaopatrzenia wszystkich stawów Prosny. A do karmienia ryb zużywano odpadki z młynów powstałe w procesie mielenia.
W szerokiej okolicy Prosny podczas wieczerzy wigilijnej nigdy nie brakowało tradycyjnego karpia na stole, a w lecie do doliny rzeki zjeżdżali amatorzy kąpieli aby cieszyć się wodnym szaleństwem.
W czasach powojennych, szczególnie w latach 1947 - 1956, młyny a zwłaszcza rodziny młynarzy, uznawane były za wrogów państwa. Własność w rzemiośle i usługach były w komunistycznej ideologii niemożliwe do zaakceptowania. Z powodu szykan, które były realizowane po przez nakładanie wysokich podatków i mandatów, kiedyś dobrze prosperujące młyny upadły. Wszystkie znane mi młyny nad Prosną, od Wolęcina po Gorzów Śląski, zostały zamknięte. Część tych posesji jest zupełnie opuszczona, budynki stoją otworem, narzędzia młynarskie niszczeją. Śluzy przy groblach stawów rozpadły się, nagromadzona niegdyś woda wyschła a powierzchnie stawów zarastają krzakami i olchami. Istnieje niebezpieczeństwo, że ważny historycznie krajobraz młynów wzdłuż rzeki Prosny pójdzie w zapomnienie. By temu zapobiec powinno się to stać dziedzictwem współczesnego pokolenia.
Bez wielkich środków finansowych można by jeden lub dwa młyny na nowo uruchomić. Jednocześnie można by utworzyć ścieżkę rowerową i szlak wędrowny wzdłuż Prosny, od źródła w Wolęcinie aż do Gorzowa Śląskiego i dalej do Uszyc. Ten pomysł powinien być zrealizowany jako projekt powstały dla pozyskania środków finansowych z Unii Europejskiej.
Bernhard Kuss
(zdjęcie:Internet)
Komentarze społecznościowe |