Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Włoskie pyszności w Węgierskiej Koronie
Żałuj, że tam nie byłaś! Było wspaniale, jedzenie pyszne, żałuj, że nie spróbowałaś. Żałuj, żałuj, żałuj. Kiedy znajomi w taki sposób relacjonują mi swoje podróże, to zaczynam się porządnie irytować.
Chcą się podzielić ze mną swoją radością, czy zrobić mi przykrość? Ale teraz, kiedy chcę Wam opisać jak jadłam Alla Carbonara w Węgierskiej Koronie w Krynicy, to wstrętne "żałujcie" samo mi się cieśnie pod palce i wklepuje na klawiaturze. Ale nie. Jeżeli nie chcecie, to nie żałujcie. To ja Was żałuję. Właśnie tak.
Węgierska Korona jest zlokalizowana w najlepszym możliwym miejscu Krynicy Zdrój, mianowicie przy głównym deptaku, nieopodal Domu Zdrojowego, gdzie "Maxicas rusza na łowy" i "czai się na panie".
Idziemy sobie po deptaku i marźniemy na kość. Skądś słychać muzykę: czasem jazzik, czasem bluesik, czasem najzwyklejsza muzyka popularna, ale w bardzo poprawnym wydaniu. No to idziemy w stronę dźwięku, następnie, w stronę światła, chwilkę później w stronę zapachu. Wchodzimy do lokaliku o nazwie "Węgierska Korona", który podaje%u2026 włoskie jedzenie. Stajemy w chwilę w wejściu. Wycieramy zaparowane okulary (dobra, ja tak robię) i zastanawiamy się chwilę, czy nam się podoba, czy nie.
Jest tu raczej brzydko.
Ale, jak oczy się przyzwyczają, a i zapach robi swoje, to nawet zaczyna nam się taki stan rzeczy podobać. Kiedy już człowiek rozsiądzie się przy stoliku i czeka na swoją porcję żarełka, to nie ma okazji się ponudzić, jak w przyzwoitej restauracji, bo dosłownie w każdym kącie wisi coś ciekawego. Jest to głównie "antyczny" sprzęt do sportów zimowych. Stare narty, kijki, buty do chodzenie po śniegu. Do tego najróżniejsze mapki i informacje. Można też - ja tak zrobiłam - podsłuchiwać - rozmowy osób przy innych stolikach. Wiem, że to nieładne, tak jak i zaglądanie w cudze talerze. Robię jedno i drugie. W końcu i tak się z tymi ludźmi prawdopodobnie więcej nie zobaczę, a mogę się tak wiele od nich nauczyć. Na przykład stolik obok siedział prawdziwy maxicas z czterema (co za rozpasanie!) paniami w wieku od sześćdziesiątki. Jak się dowiedziałam z rozmowy, ów pan był "prawiczkiem", ponieważ przebywał w sanatorium po raz pierwszy. Panie uwodziły go i atakowały biustami w taki sposób, że ich o dwa pokolenia młodsze koleżanki z dyskotek, ze wstydu i skromności zasłoniłyby oczy.
Po jedzonko człowiek wzywany jest za pomocą numerka, wyświetlanego w najróżniejszych miejscach pizzerii, co ma także jakiś swój urok. Dodam jeszcze, ze obsługa jest supersypatyczna.
No i wreszcie kwestia jedzenia. "Korona" nazywa sama siebie pizzerią. Głupio robi. Pizza jest tu ok., ale nie boska. Boskie są za to wszelkie pasty. Błagam, uwierzcie mi na słowo i nie zamawiajcie tu pizzy. Ostatnio, jak już wspomniałam, zamówiłam wraz ze swoim narzeczonym, Spaghetti Alla Carbonara. Generalnie powinno jadać się po cichu - wiemy to z domów, gdzie próbowali nas wychować na ludzi. Jednak wydawaliśmy takie dźwięki, że z sąsiednich stolików gapili się na nas podejrzliwie, jakby sądzili, że pod stołem oddajemy się zgoła innym przyjemnościom. A nam, żeby dostać się do nieba, wystarczył makaron ze śmietankowym sosem i pietruszką. A do tego grzane wino, obowiązkowe w górach. O tak.
Szkoda, że Was tam nie było. Żałuję Was. Żałuję.
Komentarze społecznościowe |