Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Zobaczyć morze ... nie widząc
Nie da się opowiedzieć, nie da się nawet przybliżyć dźwięków, nutki niepokoju, smaczków niepewności, woli zwycięstwa nad sobą... To piorunująca mieszanka doznań, które składają się na wspomnienia z rejsów.
Roman Roczeń
Celem projektu ZOBACZYĆ MORZE jest organizowanie rejsów jachtem "Zawisza Czarny", którego załogę w połowie stanowią osoby niewidome lub słabo widzące. W ten sposób pomnożymy grono niewidzących (lub słabo widzących) przyjaciół morza, ale i grono żeglarzy, dla których brak wzroku nie kojarzy się li tylko z wyjątkowym nieszczęściem.
Projekt "Zobaczyć Morze" łączy w sobie kilka podstawowych elementów:
rehabilitację niewidomych przez konieczność zmagania się z trudami dotąd nie poznanymi,
rozpowszechnianie informacji o niewidomych w społeczeństwie i prezentowanie ich prawdziwych możliwości,
walory szkoleniowe i ogólnospołeczne dla osób zdrowych biorących udział w projekcie,
możliwość przeżycia wspólnej, pięknej przygody na morzu.
Oto, co o rejsie w ramach projektu "Zobaczyć morze" pisze kapitan jednej w wypraw Janusz Zbierajewski:
To był rejs Romka. On go wymyślił i on zrealizował.
Najpierw trochę historii, którą znam od Romka: Wiele razy, kiedy w sytuacjach "okołoszantowych" chłopaki rozmawiali o jakimś pływaniu, Romek pytał: "A czy ja mógłbym kiedyś z wami popłynąć?", zawsze padała odpowiedź:
No jasne, stary. Jak będziemy się gdzieś wybierali na morze - zadzwonimy. Ale nikt nigdy nie zadzwonił.
Kiedy w podobnej sytuacji zapytany o to samo Marek Szurawski odpowiedział: "- Daj mi numer telefonu, zadzwonię", Romek pomyślał sobie, że jest to kolejna obietnica, która nie będzie spełniona.
Tymczasem po kilku miesiącach Siurawa zadzwonił: "Organizuję na Zawiasie rejs-seminarium na Balearach. Z Walencji przez Ibizę, Majorkę, Minorkę, do Marsylii. Popłyniesz?"
W tej samej sprawie Siurawa zadzwonił do mnie: "-Poprowadzisz?". W ten sposób poznaliśmy się z Romkiem. Dwie doby jazdy autobusem do Walencji. Można pogadać, zanim się dostanie diamentowego hemoroida!
Na Zawiasie zapytałem Romka: - Czego oczekujesz ode mnie, żebyś się mógł tu poczuć w miarę swobodnie?
- Daj mi kogoś, kto zna "Zawiszę" i poproś, żeby mnie oprowadził po całym statku, opowiadając, gdzie jesteśmy i jak się to nazywa.
Wrobiłem w to ówczesnego bosmana, czyli Henia Sienkiewicza. Henio przeczołgał Roczenia po całym okręcie, nie zapominając nawet o ciężkiej chłodni i siedzibie U-boota. I ta małpa Romek zaczęła łazić po Zawiasie, jak po własnym mieszkaniu.
Mój pierwszy "Oops" w kontakcie z niewidomym: Wyszliśmy po południu z Buriany (porcik rybacki koło Walencji). Wachta Romka wypadała 20:00-24:00. Koło jedenastej zaczęło się zmierzchać. Ruszyłem się z kabiny z zamiarem: muszę powiedzieć wachcie, żeby pilnowali Romka, bo robi się noc. Zanim przeszedłem przez nawigacyjną, zacząłem się sam z siebie śmiać. Co chcesz zrobić, ty idioto? Przecież Romkowi nic się nie zmieniło! Jeśli już, to powiedz Romkowi, żeby pilnował tych widzących, bo oni teraz g... widzą.
Na Ibizie obok nas stanął jachcik-nówka. Motorowy, wielkości "Zawiszy", na oko 20 baniek w euro. Na pokładzie załoga na biało z szamerunkami a la gienierał Kuropatkin, na górze właściciel, czyli jaśnie pan w złoconych okularach, z cygarem, i szklaneczką whiskacza.
Wpadłem na pomysł zrobienia im dowcipu: Roczeń - do steru! Wychodzimy. Ty będziesz sternikiem manewrowym. Tamci oczywiście zorientowali się, że sternik jest niewidomy. A że Zawias stał równolegle, o niecały metr od ich burty - lekko zgłupieli. Odpaliłem U-boota najpierw naprzód, żeby odchylić rufę, potem wstecz, żeby się wycofać. Zawias z niewidomym sternikiem majestatycznie jechał tyłem wzdłuż ich wymuskanej burty. Widok opadniętej szczęki jaśnie pana i oniemiałej białej załogi był wart wszystkie piniendze!
Kiedy pod koniec rejsu, wbrew szumnym zapowiedziom Marka (nie bierzcie żadnych sztormiaków ani swetrów, tam są upały) przydzwoniła nam nagle jedenastka i trwała dwie doby, i wiekszość "urlopowej" załogi dostała niezłego pietra, Romek był jedynym, który się nie bał tych fal, bo ich po prostu nie widział.
Potem Romek był jeszcze na kilku rejsach ze mną. Ostatni raz w ubiegłym roku na Północnym i w Kanale La Manche. St. Malo, Cherbourg, Le Havre, Amsterdam. Była z nim Magda i mały Marcin. Miło było patrzeć na taką scenkę: po pokładzie rufowym idzie widzące 2-letnie dziecko, trzymane na "smyczy" przez niewidomego ojca. W pewnym momencie niewidomy ojciec mówi: "Uważaj, Marcinku, bo przed tobą jest wysoki próg!".
Rejs "Zobaczyć morze" Romek przygotowywał od kilku miesięcy. Powiedział mi o swoim szalonym pomyśle i zadał rzeczowe pytanie: "Poprowadzisz?".
- Czemu nie? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, jak to zwykli robić nasi starsi bracia w wierze. Ustaliliśmy reguły gry: Wachta - cztery osoby niewidome, trzy widzące plus oficer. W sumie - 16 niewidomych. Całkowicie. Odpadają osoby tzw. słabowidzące. Niewidomi mają być samodzielni, samorządni i samoprzylepni. Żadnych przewodników. Ani dwunożnych, ani czworonożnych. Załogę typuje Romek. Oficerów też. Ja tylko chcę mieć wpływ na ich dobór, to znaczy rezerwuję sobie prawo akceptacji (lub nie) kandydata na oficera.
Romek zaproponował oficerów: Darek Krzemiński - jako zastępca kapitana oraz Darek Kluczka, Jarek Przybysz, Dominik Jaworski i "Stacha" czyli Gośka Nowotna. Później Darek musiał zrezygnować, więc na jego miejsce weszła Zuza Łopieńska. Do oficerów nie miałem cienia zastrzeżeń. Sprawdzone, stare repy (o, pardon, dwie młode repki). Wszyscy pływali ze mną na Zawiasie i - o dziwo - dalej chcą to robić. Znaczy - prawdziwa jest teoria wiktymologiczna, że ofiara lgnie do kata.
Ułatwienia: Zaprzyjaźnieni elektronicy dostali bojowe zadanie: kompas ma gadać, wskaźnik wychylenia steru ma gadać, GPS ma gadać. Zrobili odpowiednie gadżety i wszystko gadało. Do przesady, bo nie przyszło mi do głowy, że są to elektronicy - nieżeglarze. W związku z tym GPS gadał bez przerwy, bo mu nie wstawili ograniczenia, więc bydlę podawało głosem pozycję z dokładnością do 0,001 minuty.
Ale pozostałe ustrojstwa były super. Niewidomy stawał za sterem, wkładał słuchawkę do ucha i słyszał: "kurs sto dwadzieścia osiem, ster lewo dwa". Wcześniej przygotowaliśmy materiał "poglądowy". Na poszczególnych kartonach zrobione "brajlem" rysunki poszczególnych żagli, lin, nagielbanków itp. wszystko miało opisy alfabetem Braille'a.
Weryfikacja przed drukiem całego nakładu polegała na tym, że ja oceniałem prawidłowość "merytoryczną", a potem wołałem: Romek, połóż łapę na ten tekst i przeczytaj, co tu jest napisane. Do tego zrobiliśmy brajlowską mapę Bałtyku z Kattegatem i Skagerrakiem z wypukłą siatką geograficzną i co wachta - naklejana była aktualna pozycja w postaci litery "g". W brajlu jest to mały kwadracik z czterech kropek. Dzięki temu niewidomi w każdej chwili mogli się rękami dowiedzieć, gdzie się aktualnie znajdujemy.
Jak było? Super. Dawno nie miałem tak sprawnej załogi! Serio!!! W tym przypadku ja, stary zgrywus, nie śmiałbym żartować. Niewidomi odrobili zadania domowe. Mieli na początku kłopoty z rozpoznaniem, który sznurek do czego służy, ale nie większe, niż załoganci widzący, bedący pierwszy raz na Zawiasie. W końcu jest tam tych sznurków do upojenia. Sterowanie opanowywali znacznie szybciej, niż osoby widzące.
Sytuacje zabawne: oficer do niewidomego załoganta: - Odknaguj topenantę.
Załogant: - A która to?
Oficer: - Ta niebieska lina.
Załogant:- W zielone groszki?
Oficer: - To znaczy, ten tego, chciałem powiedzieć - druga z lewej.
Wraca Stacha z łazienki i rechocze: - Wchodzę do łazienki. Jest ciemno, więc sięgam ręką do kontaktu, ale słyszą jakieś głosy. Zapalam światło i widzę, że są tu dwie dziewczyny. Jedna myje ręce, a druga zęby. Zdziwiona pytam, dlaczego nie zapalacie światła, a one na to: A po cholerę?
W Kopenhadze kilku niewidomych zapytało mnie, czy mogą wejść na maszt. Jasne! Najpierw widzący, potem niewidomy, za nim w asekuracji oficer. Szelki obowiązkowe. Jednemu się udało. Poszło sprawnie. Zszedł z drugiej strony. Po nim następni. Dziewczyny też. Wszyscy zaliczyli fokmaszt. Potem powtórzyli to na morzu.
W Oslo było spotkanie z niewidomymi Norwegami. Wszyscy byli zachwyceni i natychmiast zaczęli kombinować, jak by tu zrobić w przyszłym roku wspólny rejs, albo dwa: Polacy w jedną, a Norwedzy w drugą stronę.
Wypadek. Spotkanie w zasadzie już się skończyło. Romek zaprosił do mesy "wyższe dowództwo" na wstępne podsumowanie. Wszyscy byliśmy zgodni, że rejs był wyjątkowo udany. Ostatnie słowa Romka: "Na szczęście nic się nikomu nie stało, a przez cały czas się tego bałem".
Było już po północy. Poszedłem spać. Romek poszedł jeszcze na rufę, gdzie siedziało i gadało kilka osób. Ktoś poprosił: "Romek, zaśpiewaj coś". "OK - powiedział Romek, - zaraz przyniosę gitarę". Wszedł na spardek i idąc w stronę dziobu potknął się i zleciał po schodach na pokład śródokręcia. Na głowę. Pogotowie, szpital itd. W tej chwili Romek jest w Konstancinie na rehabilitacji. Rokowania są dobre. (obecnie - Romek jest nadal w trakcie rehabilitacji, ale chodzi, pracuje i szykuje kolejny rejs!)
Na koniec chciałbym podziękować:
1. Romkowi, bo to był jego rejs. Jego pomysł i wykonanie. Ja mu tylko trochę pomagałem.
2. Wszystkim niewidomym członkom załogi. Byliście wspaniali i to my nauczyliśmy się więcej od Was, niż Wy od nas. Wy wiecie, jak się obracać wśród widzących, bo macie z tym do czynienia na co dzień. Myśmy musieli się dużo nauczyć, żeby poznać, jak widzący może współżyć z niewidomym. Chcecie to powtórzyć? Jestem za!
3. Oficerom i widzącym członkom załogi. Zaimponowaliście mi waszym podejściem do niewidzących koleżanek i kolegów. Żeby taka była chociaż jedna czwarta społeczeństwa - można by spokojnie zlikwidować wszystkie PFRON-y, pełnomocników rządu do spraw... itd
4. I na koniec dziękuje serdecznie moim kolegom kapitanom, zwłaszcza tym, którzy przed rejsem, życzliwie, pukając się w czoło, radzili, pełni współczucia: "Stary, w co ty się ładujesz?". Wasz postawa, mili moi, mobilizowała mnie do tego rejsu i utwierdzała w przekonaniu, że muszę to zrobić!
Janusz Zbierajewski
Zainteresowani projektem powinni koniecznie obejrzeć stronę http://www.zobaczycmorze.pl/. Powyższy tekst publikujemy dzięki uprzejmości autorów tej właśnie strony, w tym oczywiście Romka Roczenia.
zdjęcie - Internet
Komentarze społecznościowe |