Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
O wielkopostnym kłapaniu…
Chodziłem wtedy z kołatką jako mały chłopiec - wspominał Paul Nowak, który pochodzi z Sudołu, ale od 28 lat mieszka pod Frankfurtem. - Po wojnie jakoś nie chodziło się, bo kołatki wszystkie poginęły. A w tym roku postanowiłem dołączyć do chłopaków z kołatką, którą specjalnie kupiłem i odnowiłem, a także obdzielić uczestników słodyczami.
Co zwyczaj kultywowany w Sudole oznacza? - Wczoraj zawiązane zostały dzwony, dlatego dzisiaj zamiast nich słychać we wsi nasze kołatki - wyjaśnił 12-letni Darek. - Klekotamy na znak zmartwychwstania - dodał jego 14-letni kolega.
- Jest to zwyczaj rodzinny. Nasi rodzice i dziadkowie też chodzili. Idziemy przez całą wieś, od kościoła do trzeciego mostka i do krzyży - mówili bracia 15-letni Maciek i 10-letni Szymon.
4-letni Michał w przejściu z kołatkami brał udział pierwszy raz. Zabrali go ze sobą starsi bracia: 16-letni Janek i 7-letni Piotrek. - Klekotamy i zdobywamy cuksy - mówił z uśmiechem Piotrek. Michał nie był jednak najmłodszym uczestnikiem, bo w przemarszu przez Sudół wziął udział również 3-letni Maksymilian. - Miał tu być dzisiaj z synem wujek, ale musiał zostać w pracy, więc jestem ja - mówiła mama 3-latka, który wymachiwał klekotką, siedząc w wózku.
Klekotki to przedmiot, który często przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. - Dostałem ją od dziadka, jak jeszcze żył. Od niego też dowiedziałem się o tym zwyczaju - mówił 14-letni mieszkaniec Sudołu. - Ja dostałem klekotkę od wujka - dodał jego kolega. Niektórzy zamawiali je specjalnie u stolarza.
Klekotki będą rozbrzmiewać w Sudole jeszcze w dniu jutrzejszym. - Do czasu aż rozwiązane zostaną dzwony - wyjaśnili chłopcy.
j&j
W BORUCIENIE TEŻ KŁAPIĄ%u2026
Kłapanie należy zaliczyć do archaicznych zachowań zwyczajowych pielęgnowanych do dziś w niektórych miejscowościach powiatu raciborskiego w okresie Triduum Paschalnego. Pisze o tym dr Kornelia Lach w Archiwum ziemi raciborskiej.
Kłapanie polega ono na tym, że w tym czasie, gdy w kościele milkną dzwony, ich "pracę" zastępują drewniane kołatki czy klekotki. Chodzą z nimi chłopcy (w wieku od 4 do 10 lat) o wyznaczonych porach dnia. Można ich spotkać w takich miejscowościach, jak Sudoł, Bolesław czy Owsiszcze. Chłopcy hałasując klekotkami obchodzą główne ulice wsi. W Wielką Sobotę natomiast indywidualnie chodzą od domu do domu, klekocąc kołatkami w obrębie niemal każdej posesji, za co otrzymują od mieszkańców słodycze. I praktycznie na tym kończy się kultywowanie tego zwyczaju w wyżej wymienionych miejscowościach.
Zdecydowanie bogatszą oprawę zwyczaj ten posiada do dziś w Borucinie. Nazywany jest kłapaniem, a jego uczestników określa się mianem kłapaczy. Zgodnie z tradycją w obrzędzie mogą uczestniczyć wyłącznie chłopcy w wieku od 12 do 15 lat. Ich liczba jest ograniczona i - jak ustalono - od "zawsze" taka sama, mianowicie każdą z dzielnic wsi, tj. Dziedzinę, Zidlunki i Chabowiec, reprezentuje sześciu przedstawicieli, którzy razem tworzą osiemnastoosobowy zespół kłapaczy. Grupy te co roku zmieniają swój skład, gdyż "odejść" z nich muszą starsi chłopcy, którzy ukończyli klasę ósmą. W związku ze zmianami osobowymi alternacjom podlegają też funkcje poszczególnych osób. Nowe zadania pojmowane są jako awans społeczny. Spośród najstarszych wybierany jest herszt, bądź też hersztami chłopcy nazywają praktycznie wszystkich piętnastolatków. Gdy ci odchodzą, ich miejsce w zespole zajmują młodsi, którzy zawsze w pierwszym roku muszą podporządkować się poleceniom starszych. W ten sposób zwyczaj ten chłopcy przekazują następnym rocznikom.
Kłapacze ubrani są ciepło, w stroje codzienne, na głowach noszą kłobuki, tj. kapelusze męskie, z wetkniętymi doń pawimi piórami lub jeśli ktoś takiego nie posiada, zastępuje je piórem bażanta. Każdy kłapacz posiada własny tragaczyk. Jest to drewniany instrument samobrzmiący. Przypomina on dziecięcą taczkę-zabawkę, której "rączki" mierzą około 1 m długości, u spodu połączone są grubą (o średnicy 8 cm) osią w kształcie walca, z wyżłobionymi rowkami. W pośrodku walca mieści się drewniane koło zakończone od zewnątrz gumową otoczką. Równolegle do uchwytów przymocowane są dwie lub cztery cienkie, płaskie, giętkie listewki, które - gdy koło obraca się na skutek pchania - uderzają o oś zębatą, wydając hałaśliwy dźwięk. Hałasem tym prawdopodobnie praktykowano wcześniej magiczne odstraszanie wszelkiego zła. Używanie tego rekwizytu - jak wspomniano - zastępuje pracę dzwonów. Dlatego chłopcy spotykają się zwykle o ściśle wyznaczonym czasie: po raz pierwszy w Wielki Czwartek o godz. 20.00, w Wielki Piątek czterokrotnie o godz.: 5.00, 12.00, 15.00 i 20.00, zaś w Wielką Sobotę tylko trzykrotnie, tj. o godz. 5.00, 12.00 i 15.00, gdyż potem "klekotki" milkną. Miejsce spotkania jest również stałe - "na krzyżówce", czyli w tym punkcie wsi, w którym łączą się ze sobą wyżej wspomniane dzielnice. W miejscu zbiórki rozpoczyna się kłapanie, a to znaczy, że każda z trzech grup chłopców wyrusza z tragaczykami na objazd swojej dzielnicy. Kłapacze wjeżdżają w każdą, nawet najmniejszą ulicę we wsi. Jeśli jest ona ślepa, nie wolno im jechać tragaczykiem tam i z powrotem. Prowadzą go tylko w jedną stronę, a dojeżdżając do końca drogi na hasło: trzy, cztery, zamaszystym ruchem podnoszą tragaczyk w górę, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk "zawieszenia melodii", który kontynuują po ustawieniu instrumentu na kółkach na następnej drodze.
Stałym elementem zwyczaju są także bitwy między poszczególnymi grupami chłopców. Dawniej, to jest do lat 70. naszego wieku, urządzano je po wykonaniu obowiązku podstawowego, czyli po objechaniu wsi tragaczykami. Obecnie chłopcy wszczynają je już w momencie spotkania się, a potem dopiero rozchodzą się w "swoich kierunkach". Bitwy kłapaczy polegają na wzajemnym obrzucaniu się zapyrtami, czyli zgniłymi jajkami. Zbierają je już na długo przed sprawowaniem zwyczaju. Gdy tych brakuje, chłopcy używają jaj świeżych, bądź też wykazują niezwykłą pomysłowość w wykonywaniu "zastępników". W tym celu przygotowują wydmuszki i napełniają je atramentem, farbą, tuszem lub gnojówką czy kurzyńcem (odchodami kur). Otwory wydmuszki zaklejają plastrem, taśmą klejącą, woskiem lub gipsem. Zapyrty, jak i opisywane wydmuszki, stanowią rodzaj osobliwych pocisków służących do trafiania w przeciwników. Wygrywa ta grupa, która utrzymuje się na placu boju, a przegrywa zespół zmuszony do ucieczki. Zwykle jest tak, że chłopcy z dwóch dzielnic porozumiewają się wcześniej i atakują tych z trzeciej. Bywa też, że grupą atakowaną są chłopcy, którzy ostatni przybywają na miejsce zbiórki.
Warto dodać, że kłapaczom przysługują w tych dniach szczególne przywileje. Wolno im na przykład rzucać jajkami w przypadkowych przechodniów. Gdyby ktoś z poszkodowanych wnosił jakieś pretensje, lokalna społeczność z całą stanowczością broniłaby kłapaczy, twierdząc: po co tam chodzi, jak tam nieśki (dzisiaj - objaśn. K. L.) su kłapacze! Mieszkańcy jednak nie akceptują innych wybryków chłopców, do których należy np. obrzucanie domów jajkami czy strzelanie z procy. Na przestrzeni wielu lat odnotowano we wsi kilka przykładów takiego postrzelenia z procy, którego efektem był wyłamany ząb, podbite oko czy "szyty" łuk brwiowy.
Inne figle płatają sobie chłopcy nocą. Do lat 90. naszego stulecia kłapacze nie wracali na noc do domu, ale wszyscy razem spali w stodole lub szopie jednego z gospodarzy. Zawsze ważne było, aby jedna grupa nie wiedziała o miejscu noclegowym drugiej, bo wtedy obcy mogliby włamać się, ukraść tragaczyki, wysmarować śpiących sadzami bądź pastą do butów lub do zębów. Aktualnie wzorem lat wcześniejszych chłopcy z poszczególnych grup śpią razem, by łatwiej było im zebrać się o wyznaczonych porach, ale już nie w stodołach lecz w budynkach mieszkalnych. Chociaż więc każda grupa posiada swe odrębne miejsce noclegowe, to jednak coraz rzadziej składają sobie "wizyty". Dlatego sami smarują się nawzajem, gdy tylko któryś z chłopców pierwszy zaśnie. Ponadto mają wiele czasu na opowiadanie sobie kawałów, na grę w karty itp.
Podczas pierwszej nocy, tj. z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek, o godz. 24.00, zgodnie z tradycją wszyscy kłapacze powinni umyć się w pobliskiej rzeczce Młynarskiej. Jeszcze pod koniec lat 80. zwyczaj był tak "żywy", że nie wyobrażano sobie, by można go było zaniechać. Jednak współcześnie chłopcy nie są już chętni do nocnej wędrówki do odległej o 1 km od wsi rzeki . Nadto nie znają oni pierwotnej funkcji takiego zachowania. A według wierzeń najstarszych informatorów obmycie się wodą miało dodawać im siły, odwagi, zdrowia i urody. W niezwykłą moc wiosennej wody wierzono już w czasach pogańskich, natomiast chrześcijanie podtrzymywali ten zwyczaj na pamiątkę wydarzenia, jakie spotkało Chrystusa podczas odbywania drogi krzyżowej, kiedy to został brutalnie pobity i wrzucony do rzeki Cedron. Zakończenie zwyczaju ma miejsce w Wielką Sobotę. O godz. 15.00 kłapacze po raz ostatni wędrują z tragaczykami po wsi. Wjeżdżają wówczas do każdego podwórka i zbierają do koszyka dary. Do dziś są nimi przede wszystkim jajka, a ponadto słodycze, owoce cytrusowe lub pieniądze. Zebrane artykuły chłopcy przynoszą do swojego miejsca noclegowego. Tam dzielą między siebie wszystkie dary. Przy takim podziale dla każdego z nich przypada około 30 jajek, kilkanaście czekolad i kilkadziesiąt złotych. Z tymi "zdobyczami" każdy z chłopców wraca do rodzinnego domu.
Dzięki wielu atrakcjom towarzyszącym kłapaniu przetrwało ono i z radością pielęgnowane jest przez kolejne pokolenia dorastających chłopców. W trakcie wywiadów reprezentanci kolejnych pokoleń kłapaczy utrzymują, że zwyczaj ten najlepiej sprawowany był za "ich" czasów. Pogląd taki nasuwa badaczowi wniosek, że bezpośrednie w nim uczestnictwo jest doznaniem najsilniejszym, a poczucie dobrze spełnionego obowiązku i przeżycie wielu przygód stanowią podstawę wspomnień, do których chętnie wraca każdy "emerytowany" kłapacz.
Kornelia Lach
Zobacz galerię (20) |
Komentarze społecznościowe |