Wydarzenia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Gra w Londyńczykach, chciałaby Dostojewskiego
Ma wszystko, co jest potrzebne, by spełnić swoje marzenia: talent, rozsądek, urodę i siłę przebicia. Poznajcie bliżej Magdę Graziowską, kolejną raciborzankę, która stoi u progu obiecującej kariery aktorskiej.
Co czułaś, kiedy pierwszy raz stanęłaś na deskach teatru?
-Debiutowałam będąc jeszcze w szkole teatralnej, więc nie było wyraźnej granicy za którą nagle poczułam się aktorką. Tak naprawdę nie myślę o sobie jako o aktorce. Najpierw muszę dokończyć pisanie pracy magisterskiej, obronić się i dopiero wtedy będę mogła powiedzieć o sobie: aktorka.
Jak przygotowujesz się do roli?
-Zazwyczaj to jest okres trzech miesięcy. Zaczynamy od czytania egzemplarza- to jest najbardziej burzliwy etap po którym wchodzimy na scenę. To bardzo płynne przejście. Nie pracuję nad rolą od 10.00 do 14.00. Niestety, idę na obiad i ciągle myślę, co mogłabym zrobić, żeby było lepiej. Jestem jedną z tych, które przynoszą ze sobą rolę do domu. W moim przypadku praca jest bardziej intuicyjna niż intelektualna. Oczywiście staram się otaczać literaturą, ale zazwyczaj więcej daje mi intuicja. Być może dlatego, że wszystko to, co robiłam do tej pory, było blisko mnie samej. Wyobrażam sobie, że jest typ ról, które wymagają zrezygnowania z siebie, przejścia olbrzymiej metamorfozy, włącznie ze zmianą fizycznych warunków, jednak na razie mnie to nie spotkało. Ale chciałabym, bardzo!
Tego Ci życzę. Tymczasem będziemy mogli zobaczyć Cię w nowym serialu TVN "Po prostu Majka"?
-Tak, serial jest dosyć %u2026 niesamowity - opowiada historię dziewczyny, studentki ASP w Krakowie, którą spotyka nietypowe zdarzenie, o którym jednak nie mogę powiedzieć więcej prócz tego, że nikomu tego nie życzę%u2026 Scenariusz jest napisany bardzo barwnie, wciąga, obfituje w mnóstwo zabawnych sytuacji.
W serialu zagrasz Lilkę Jędrych- przyjaciółkę tytułowej bohaterki. Jaka jest Lilka?
- Moja postać to szalona dziewczyna, która głównie pojawia się w kontekście tytułowej bohaterki - Lilka jest powierniczką sekretów Majki, pociesza ją i wspiera w trudnych wyborach.
Jak dostałaś tę rolę?
-Wygrałam casting. Taki zawód - trzeba chodzić na castingi, trzeba swoje przejść, najeść się stresu. Chyba, że ograniczy się tylko do teatru. Na pewno pojawię się jeszcze w kilku odcinkach serialu "Londyńczycy". Moja postać ma na imię Magda i również będzie szaloną dziewczyną! Po warunkach dostaje właśnie takie role...
Przez wywiadem znalazłam komentarze na Twój temat. Większość o treści: przemiła, sympatyczna, urocza - ten opis znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości?
-A nie widać? (śmiech). Oczywiście w przyszłości chciałabym dostać rolę "poważnej kobiety z problemami". Chciałabym dostać rolę, która będzie wymagała ode mnie innego rodzaju pracy, pewnej transformacji. Ale - tak jak mówię, ja dostaję role, nie wybieram ich. Jednak kto wie, może kiedyś ktoś dostrzeże we mnie Gruszeńkę z "Braci Karamazow", kto wie?
Według niektórych gra w serialu to obciach, gorszy rodzaj aktorstwa...
-Wydaje mi się, że cokolwiek się robi, czy gra się w serialu, filmie czy w teatrze, trzeba poświęcić się temu całkowicie. Wyznaję taką zasadę, że nawet, jeśli gram w serialu, robię to najlepiej jak potrafię, w skupieniu i koncentracji. I to dotyczy wszystkiego, co robię w życiu, nawet prostych czynności. Myślę też, że trzeba brać to, co daje los. Przecież nie po to poszłam na casting do serialu, żeby odmówić, w momencie, gdy go wygram. Na razie nie mogę sobie pozwolić na taki rodzaj nonszalancji. Poza tym to ma w sobie coś z hipokryzji%u2026
Serial "Po prostu Majka" jest kręcony w Krakowie. To miasto bliskie Twemu sercu?
-Już nie tak bardzo jak kiedyś... Teraz to miasto stało się miastem turystów, gołębi i wszechobecnych kebabów. Lubię Kraków, ale myślę o tym, by w przyszłości zmienić miejsce... Cały czas gdzieś mnie nosi. Jestem niespokojnym duchem!
Warszawa? To jest chyba najbardziej atrakcyjny kierunek dla aktorów?
-Może, może%u2026zobaczymy.
A kochasz Racibórz?
-Uwielbiam Racibórz! Jeżdżę jak często mogę. Uwielbiam Racibórz, bo tutaj mam wszelkie przyjaźnie i znajomości, te najważniejsze i najbardziej trwałe. Tutaj mam swój ulubiony "Koniec Świata"- kocham to miejsce za atmosferę i za ludzi właśnie, tam się przeważnie spotykamy.
Racibórz w jakimś stopniu Cię ukształtował. Które miejsca lub osoby miały największy wpływ na to, jaka dziś jesteś?
-Przede wszystkim Dom Kultury, ale ten na Chopina. Tam był "Tetraedr" - grupa teatralna, która miała największy wpływ na moje późniejsze decyzje, na moje wybory. Tam był DKF, tam był również "Matecznik Słowa"- wtedy zrodziła się we mnie pasja poetki. Bywałam wtedy na Chopina codziennie i tam konsultowaliśmy z prof. Nowakiem i prof. Molędą moje wypociny%u2026 (śmiech) No i liceum, Kasprowicz! Krąg pedagogów, który tam spotkałam, z moją polonistką na czele - Panią Bogdą Jankowską, to ludzie, którzy dbali o to, żebyśmy rozwijali swoje zainteresowania.
To wielkie szczęście spotkać na swoje drodze ludzi, którzy w Ciebie wierzą, upewniają Cię w wyborach?
-Tak, to jest olbrzymie szczęście. Bardzo miło wspominam okres liceum- to chyba fenomen w dzisiejszych czasach%u2026
Chciałabym teraz porozmawiać o teatrze. Marek Kondrat mówi, że teatr to świątynia, a do świątyni chodzi rzadko.
-No tak, jest teatr i teatr. Krótko mówiąc: jest teatr dobry i zły. Nie chcę wypowiadać się za innych, bo nie wiem, z jakimi intencjami przychodzą do tego teatru i co z niego wynoszą. Mogę mówić tylko o sobie- do teatru chodzić lubię, chociaż ostatnio coraz rzadziej.... Kiedy widzę kolejną sztukę, która jest zrobiona tak samo i która mnie nie wzrusza, to odczuwam rozczarowanie. Jednak zawsze, kiedy coś ciekawego dzieje się w innym teatrze, to jadę. Niedawno byłam na Pinie Bausch, to było w dniu jej śmierci. Aktorzy zagrali bardzo profesjonalnie, ale kiedy wyszli do ukłonów, wszyscy płakali i to przeniosło się na widownię. To był przepiękny spektakl, magiczny. I wydaje mi się, że taka postawa ma właśnie sens- jeździć na wybrane sztuki, nie chodzić na "byle co", szanować swój czas. To dotyczy nie tylko chodzenia do teatru.
A będę miała rację, jeśli powiem, że najbliżej jesteś związana z Teatrem Nowym w Krakowie?
-Tak, masz rację. Rzeczywiście związałam się z tą ekipą. Rola, w którą weszłam zastępczo za Kasię Maciąg w spektaklu "Amok-moja dziecinada", jest moją ulubioną rolą. To paradoks, bo miałam tylko tydzień na przygotowanie. Słuchałam nagranego tekstu dzień i noc, i na tym zrobiłam rolę, z której jestem najbardziej zadowolona, której granie sprawia mi największą frajdę. Wydaje mi się, że to jest naprawdę dobre przedstawienie.
Teatr Nowy to maleńka scena założona przez absolwentów PWST, Piotra Siekluckiego i Dominika Nowaka. Stawia na debiuty i promocję najmłodszych tekstów oraz artystów. Widziałam fotografie teatru i przyznam, że to bardzo... specyficzne miejsce.
-Faktycznie, teatr jest rzeczywiście paskudny, często, gdy robimy próby, ściany trzęsą się od beatów. Sala jest mała, ale dobrze się w nim pracuje, bo, powiem truizm, ale atmosferę tworzą ludzie, a nie miejsce.
To prawda. A jak zareagowali Twoi rodzice na wieść o tym, że chcesz zdawać do szkoły aktorskiej?
-Nijak, bo już w wieku 6 lat oznajmiłam im, że chcę zostać aktorką. Ogłaszałam to wszem i wobec. Nawet w podstawówce, gdy pani pytała nas o ulubione miasto w Polce, to wyrwałam się z ławki krzycząc: -Łódź, bo tam jest szkoła filmowa, a ja chcę być aktorką! Potem życie to zweryfikowało. Nie chciałam zdawać do Łodzi, tylko pomyślałam o Krakowie. Rodzice bardzo wspierali mnie w moich wyborach i mentalnie i finansowo.
W domu sztuka była obecna?
-Nie w jakiś ekstremalny sposób, ale mój tata jest plastykiem, więc sztuka zawsze była obecna, chociaż z racji jego profesji bardziej w formie plastycznej, niż teatralnej. Przypominają mi się wernisaże taty, w trakcie których grałam na pianie.
Jak wspominasz pierwszy egzamin na PWST- zakończony porażką, a jak drugi- uwieńczony sukcesem?
- Nie dostałam się za pierwszym razem, ale byłam z siebie zadowolona, bo odważyłam się w ogóle do niego podejść- stanęłam przed Dymną, Trelą, Stuhrem! To wymagało ode mnie dużej odwagi, zważywszy na to, że jestem dość nieśmiała, chociaż może tego po mnie nie widać. To było dla mnie ogromne przeżycie! Teraz, kiedy patrzę na ten egzamin z perspektywy czasu, sama też bym siebie nie przyjęła. Byłam stremowana i bałam się pokazać emocje. A drugi egzamin? Nie byłam z siebie zadowolona, myślałam, że odpadnę, być może dlatego, że miałam większe wymagania. Dostałam przedziwne zadania aktorskie, na przykład na tekście "Entliczek pentliczek" Brzechwy musiałam wyobrazić sobie, że jestem przedszkolanką, wokół której biega 50 rozszalałych i rozwrzeszczanych dzieciaków. To była abstrakcja!
Miałaś czas, żeby zastanowić się jak to zrobić?
-Nie, wszystko dzieje się błyskawicznie, dlatego mówię, że intuicja w tym rzemiośle jest często zbawienna. Po prostu idzie się za impulsem. Przy czym- bez myślenia- to jest katastrofa!
Aktor to taki zawód, że publika chce przeżywać nie tylko Twoje role, ale także Twoje życie.
-Właśnie ostatnio o tym myślałam. Aktorzy w dzisiejszych czasach stali się wzorami do naśladowania tylko dlatego, że są znani. Dlaczego ktoś, tylko dlatego, że gra w serialu i ma znaną twarz ma być dla kogoś autorytetem? Niech oni opowiadają, że kupili śpioszki swoim dzieciom, że jadą na Kanary, ale mnie to nie interesuje. To, co robię w swoim domu, to jest moja sprawa i nie mam ochoty dzielić się tymi informacjami. Mogę mówić o rolach, o przygotowaniu, o swoich marzeniach, ambicjach, ale tu się kończy.
Jakie są Twoje ambicje?
-Nie wiem, czy to są ambicje, ale mam zamiar zapisać się na jakiś kurs językowy, żeby przypomnieć sobie francuski, nauczyć się hiszpańskiego, flamenco i zrobić prawo jazdy. Na razie tyle. A, no i podróżować, podróżować, podróżować%u2026
Znajdziesz na to czas?
-Oczywiście! Plan zdjęciowy to kilka dni w miesiącu, natomiast próby w teatrze zacznę dopiero od sierpnia. Wtedy pomiędzy 14.00 a 18.00 będę mieć czas dla siebie. Po skończeniu szkoły, kiedy już się obronię, chciałabym zrealizować swoje plany, mam w sobie mnóstwo niewykorzystanej energii, którą chcę ulokować w czymś innym niż teatr.
Jakie masz niezrealizowane marzenia artystyczne?
-Tak jak już powiedziałam, chciałabym wcielić się w rolę Gruszeńkę w "Braciach Karamazow". Ostatnio przeczytałam, że Marilyn Monroe miała podobne marzenie. Chciałabym też zagrać Nastazję Filipownę w "Idiocie" i Arkadinę z "Mewy" Czechowa.
A więc przede wszystkim Dostojewski?
-Tak, Dostojewski chodzi za mną. To są pełnokrwiste postaci, tylko takie chciałoby się grać. Zobaczymy... Mam wrażenie, że wszelkie role, o których będę mogła mówić, że jestem z nich dumna, są jeszcze przede mną.
Rozmawiała:
Magdalena Sołtys
Fot. Dawid Kozłowski, Magdalena Sołtys
Magda Grąziowska (ur. 1985r.)- absolwentka I Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Kasprowicza w Raciborzu, studentka Państwowej Wyższej Szkoły im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Zadebiutowała na IV roku studiów rolą Marysi w spektaklu Piotra Waligórskiego "I będzie wesele...j". Na swoim koncie ma między innymi role w spektaklach: "Amok-moja dziecinada", "Wschód słońca u Voldiego", "Zatopiona katedra". Jesienią zobaczymy ją w serialach "Po prostu Majka" oraz "Londyńczycy".
Zobacz galerię (11) |
Komentarze społecznościowe |