Równiny | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
25. Festiwal Sztuki Lalkarskiej - relacja
Poniżej przedstawiamy relację z 25. Festiwalu Sztuki Lalkarskiej. Zapraszamy do lektury.
Były lalki, był i chleb.
Za nami pierwszy dzień 25. Festiwalu Sztuki Lalkarskiej.
Studenci PWST oraz ASP z Wrocławia wspierani przez samego Petera Schumanna dosłownie pochowali, zakopując na trawniku pod Bielskim Centrum Kultury, zgniłą ideę. Nie zabrakło politycznych odniesień do krzyża, Smoleńska, ACTA. Dziękując za udział w ceremonii, Schumann pochylił się również trawie, a dla widzów tradycyjnie przygotował chleb.
„Krabat” zrealizowany przez połączone grupy z Niemiec i Polski (Figurentheater Wilde & Vogel, Grupa Coincidentia, Florian Feisel) to bardzo skupiony, dopracowany moralitet rozpisany na lalki i aktorów. Spektakl niezwykle plastyczny, chwilami oniryczny, stworzony prostymi gestami, z
wykorzystaniem lalek z kawałka materiału oraz przepiękną muzyką na żywo.
Najmłodsi widzowie z wypiekami na twarzach śledzili losy „Czarnoksiężnika z krainy Oz”, a troszkę starsza widownia realizację „Damy Pikowej” z Grodna. Wspominaliśmy również artystę Andrzeja Łabińca, dzięki wystawie w BWA prezentującej lalki oraz scenografie zrealizowane przez tego twórcę na przestrzeni ponad pięćdziesięciu lat.
Drugi dzień Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Lalkarskiej.
Teatro All'Improvviso z Włoch to bez wątpienia teatr na usługach edukacji, można by powiedzieć, że realizuje on spektakle z tezą, jednak nie zabrzmi to zbyt obiecująco. Tymczasem spektakl prezentowany w ramach bielskiego festiwalu, owszem, ma tezę, ale jakże piękną. "Dom zakazów" to miejsce, w którym na pierwszy rzut oka nikt z nas nie chciałby się znaleźć. Dopiero po dłuższej chwili okazuje się, że poprzez narzucone nam ograniczenia, stajemy się dużo bardziej kreatywni i odkrywamy w sobie pokłady, do tej pory nam nie znane. Artysta Dario Moretti wchodzi w bezpośredni kontakt z widzami i choć musi porozumiewać się z nimi poprzez tłumaczkę, udaje mu się zaprosić najmłodszych do wspólnej zabawy.
"Złotowłoska" - stara baśń w nowej wersji z czeskiego Draka bawiła i małych, i dużych. Spektakl opowiadany przy użyciu kuchennych sprzętów - patelni, butelek, chochelek, kieliszków na małej obrotowej platformie, wykonany z ogromnych humorem i dystansem, to ukłon w stronę tradycyjnego teatru lalek, choć właściwie lalek w nim nie było. Jednak środki wyrazu wykorzystane przez artystów, były rodem z teatru lalkowego. Pojawiła się praca z przedmiotem, pojawił się teatr cieni.
Jak sam tytuł spektaklu Naville'a Trantera wskazuje - uniwersalnie i poetycko nie będzie, chyba że w formie. "Punch i Judy jadą do Afganistanu" to asumpt do krytyki wojny, terrorystów, mediów itd. Jest i śmiesznie, i strasznie. Wreszcie dowiadujemy się, kto naprawdę przyczynił się do
zgładzenia Bin Ladena. Tranter stworzył unikatowy, rozpoznawalny styl. Jego lalki - humanoidy są przedłużeniem jego ciała i jego myśli, spostrzeżeń, obaw. Bywają jednak również jego przeciwnikami, wrogami, adwersarzami. Tranter bezwzględnie i z ogromnym dowcipem komentuje i wykpiwa absolutnie wszystko od polityki po śmierć, tworząc teatr zaangażowany społecznie.
"Kleist - o teatrze marionetek..." Franka Soehnle to lekcja z początku XIX wieku rozpisana na aktorów i lalki. Opowieść o fizyce, o matematyce, o siłach, na których opiera się mechanizm lalki. Szybko jednak zapominamy o grawitacji i punkcie ciężkości dzięki lalkom, które kpią z zasad świata nauki, bowiem posiadają świadomość wykraczającą poza ludzki wymiar. Jeśli ktoś jeszcze nie wiedział, na czym polega praca z lalką i nie znał jej możliwości oraz nie zdawał sobie sprawy, jak trudna jest rola animatora w tym specyficznym tworze - symbiozie człowieka i materii, to dzięki temu przedstawieniu wie już wszystko. Co prawda tylko w teorii, ale jednak.
Obermaier - absolutny wariat-geniusz. Oto jak techniczne umiejętności programowania, okazały się być podstawą sztuki. Podczas "Kreacji... Tu i teraz" na scenie znajdują się dwie aktorki. Każdy ich ruch, ruch każdego ich mięśnia jest rejestrowany przez kamery, artystycznie przetwarzany i wielokrotnie zmultiplikowany projektowany na ekran, znajdujący się na horyzoncie sceny w konfiguracjach pięknych, ale i zaskakujących. Abstrakcyjne obrazy odsyłają wyobraźnię widza w rejony zmysłów, tajemnic, a nawet grozy. Puls, rytm, dźwięk, ruch pozostają w pełnej harmonii. W pewnym momencie tracimy pewność, kto tu pociąga za sznurki - czy to aktorki kreują elektroniczne obrazy, czy to wysyłane przez maszynę interfejsy sterują aktorkami.
Dwa ostatnie spektakle to teatr niezwykle wysmakowany estetycznie. Teatr na usługach piękna.
Lalki kontra żelowe miśki
Trzeci dzień Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Lalkarskiej to kolejny dzień poszerzania definicji teatru lalek. Spektakle zaproszone na jubileuszową edycję bielskiej imprezy, są dowodem płynności granic gatunkowych i otwartości artystów na formy eklektyczne. Efekty bywają zaskakujące.
Szczególnym pokazem było przedstawienie „Katastrofa” Agrupación Señor Serrano, będące ostrzeżeniem przez przyszłością. Metafora świata narażonego nie tylko na kataklizmy, ale i bezwzględnych dyktatorów zaprezentowana została w mikroskali. Dzięki kamerom, podglądającym świat wykreowany z kartonowych i plastikowych opakowań, na dużym ekranie widzowie śledzili życie mieszkańców tego przedziwnego plemienia - żelowych miśków. Animatorzy akcji, z maskami pluszowych miśków na głowach, doświadczają swoich żelowych bohaterów, zsyłając na nich trzęsienia ziemi, powodzie, ataki terrorystyczne. Miśki miśkom zgotowały ten los. Zabawa w eksterminację wydaje się artystycznym wygłupem do momentu, gdy na ekranie pokazują się
płonące wieże Word Trade Center, polityczni dyktatorzy współczesnego świata, wreszcie Hitler.
Przedstawienie przygotowane przez warszawski Teatr Lalka w reżyserii Mariana Pecki to historia rozgrywająca się w dwóch planach – aktorskim i lalkowym. Brawurowo prowadzone lalki sprawiły, że świat dzieci odnajdujących w lesie tytułowe „Tajemnicze dziecko”, wydawał się być bardziej realny niż animujący go aktorzy. Piękna scenografia, nieduże laleczki poruszające się w bardzo
indywidualnym, charakterystycznych dla postaci stylu – wszystko to sprawiło, że również widzowie odkryli w sobie owo tajemnicze dziecko. Publiczność opuszczała salę wyraźnie wzruszona.
Przygotowany przez Agatę Kucińską spektakl na podstawie tekstu Lidii Amejko, wzbudził ogromne zainteresowanie publiczności. Mała sala Teatru Polskiego okazała się zdecydowanie za mała na tak wiele żywotów. Rozgrywająca się na dachu wieżowca historia przedziwnych świętych i mistyków, zamieszkujących osiedle z betonu, jest niezwykle zabawna i wzruszająca. Kucińska sama stworzyła lalki, zbudował im blok, w którym jeździ zapewne zdezelowana winda, mieszkańcy parzą herbatę, a ci, którym nic już nie pozostało, zostają świętymi – Egon bierze na siebie wszystkie grzech serialowych postaci, a także grzechy TVP 1, TVP 2, Polsatu, TVN-u i innych stacji, które miał w
satelitarnym pakiecie; Angelika całą złość tego świata przyjmuję na siebie, a potem zmyka ją w słoikach. Podłe życie bohaterów uwzniośla forma niezwykle poetycka oraz muzyka na żywo w wykonaniu Sambora Dudzińskiego. „Żywoty świętych osiedlowych” wiele podróżują, dotarły nawet na festiwal do Edynburga.
Słowacki Divadlo Piki przywiózł do Bielska bardzo prosty w formie, rozpisany na dwóje aktorów oraz krówki, świnki, kózki i las spektakl „Mubajka”, Spektakl był prezentowany dwukrotnie i wzbudził emocje wśród dzieci i ich rodziców.
Czwarty dzień festiwalu rozpoczął się, już tradycyjnie, spektaklami dla dzieci. Wieczór zaś przyniósł tematy i formy skłaniając do myślenia dojrzałego widza. Obok przedpołudniowych: „Wnyku” w reżyserii Bogusława Kierca, słowackiego „Kota w butach” oraz „Złotego klucza” Teatru Banialuka, prezentowane były spektakle z Finlandii i Belgii. Próżno szukać w nich lalek i przyczynowo-skutkowych historii, należy czytać je poprzez emocje.
Helsińskie „Rozmowy” rozegrały się bez słów, ale treści im nie brakowało, jak to bywa w rozmowach hipotetycznych, rozmowach niedokonanych, rozmowach bezgłośnych, rozmowach oczekiwanych. Temat braku porozumienia i realnego kontaktu poruszany jest przez dwójkę aktorów w poetyckich etiudach, w których artystom partnerują telefoniczna słuchawka i łączący ją z aparatem telefonicznym kabel, projektowany na ekrany film z okresu kina niemego, notes i piłka, które za sprawą żonglerki okazują się być ruchomą postacią. Białe kartony o ludzkich kształtach, dzięki projekcją wypełniały się życiem i mogły się opowiedzieć. Przenikające się obrazy, aktor wkraczający w świat projekcji i nie kończące się oczekiwanie. Call me. Call me – powtarza pozostawiony na automatycznej sekretarce głos. „Rozmowy” zostały przygotowane w bardzo prostej formie, realizowane z gracją i wdziękiem, wzruszają i zapraszają do rozmowy – tej realnej.
Na zakończenie dnia spotkaliśmy się z Julią Abrey, która wyczarowała na scenie przedziwne obrazy, trochę upiorne, ale przepiękne i wykonane na najwyższym poziomie. Na scenie tylko aktorka i słup, a może drzewo, a może pręgierz. Tancerka emanuje energią nie do okiełznania. Jej ciało wykonuje konwulsyjne ruchy, zdaje się być rodzajem medium. Obserwujemy wewnętrzną podróż aktorki w nieświadomość, w rejony ciemne, niepoznane. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy trans w którym się znajduje, zbliża ją bardziej do diabła, czy do Boga. „Wielkie nieba” to 20 obrazów znanych z kreacji Nicole Mossoux sprzed 26 lat w twórczej interpretacji młodej Julii Abrey. To
przedziwne widowisko sprawiało, że nie było łatwo wczoraj zasnąć.
„Złoty klucz” to opowiadana przez malutkie rzeźby, animowane przez aktorów historia o tym, co dobre i złe. Zaś „Kot w butach” i „Wnyk” to, obok animacji, tradycyjny teatr aktorski. Spektakl „Wnyk” powstał w oparciu o rozmowy i tematy zaczerpnięte z tekstu Roberta Jarosza. Aktorzy i lalki w tym spektaklu występują na równych prawach.
"Wnyk" to studium młodzieńczego buntu, rozpaczliwa walka o własną tożsamości, o życie w zgodzie z sobą, choć wbrew wszelkim zasadom. Opolska propozycja to wyzwanie dla młodych i ich rodziców, dla których bunt nastolatków jest niezwykle trudnym testem. O tym, jak daleko jesteśmy gotowi się posunąć, by walczyć o swoje. Spektakl nie ma w sobie nic z nachalnej agitki, nie umoralnia i nie próbuje zmienić nikogo na siłę. Przywołuje obrazy i nastroje, które w nas wciąż tkwią, wszak przecież całkiem niedawno sami byliśmy młodymi zbuntowanymi.
25. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej dobiega końca. Piąty, przedostatni dzień zmagań zespołów z całego świata o zaszczytne miano najlepszego spektaklu, przyniósł kolejne nowe sposoby animacji i ożywiania na pozór statycznej materii. Wybór najciekawszego obrazu będzie bardzo trudny, bowiem różnorodność form nie tylko lakowych, ale również dramaturgicznych, plastycznych i ruchowych nie pozwala zakwalifikować prezentowanych przedstawień do jednej tylko kategorii. Im trudniejszy wybór, tym więcej emocji towarzyszy teatrom i widzom oczekującym na werdykt.
Piątego dnia festiwalu wiatr ze wschodu wiał, dzięki czemu obejrzeliśmy m. in. spektakle z Izraela i Rosji.
Ogromne wrażenie zrobiła na widzach drobniutka aktorka Polina Borisova, która używając zaledwie kilku sprzętów i samoprzylepnej taśmy powołała do życia świat wspomnień. Jej bohaterka – przemiła, rezolutna staruszka wyczarowała w swojej samotni kota, tajemniczego mężczyznę, a gdy i tego było mało, wyczarowała drzwi, i przekroczywszy je, udała się w kolejną, może ostatnią podróż. Aktorka na czarnym horyzoncie sceny wykleiła taśmą także okno, piekarnik, w którym spaliła stare listy i telefon. I chociaż nikt do niej nie zadzwonił, ona wciąż miała nadzieję. Prześliczny spektakl „Go!” opowiadający bez słów i z ogromną czułością o samotności, starości i strachu, dzięki świetnej kreacji aktorskiej bawił, oswajając sytuacje trudne, acz nieuniknione. Artystka zdradziła, że w listopadzie tego roku będzie prezentowała spektakl w Krakowie. Serdecznie w jej i naszym imieniu zapraszamy.
Izraelska Grupa Yase Tamam zaproponowała najmłodszym widzom ucieczkę w świat sześcianów. Aż trudno uwierzyć, że zwykła bryła może być psem, wężem, słoniem. Skonstruowane modele wciąż zmieniały tożsamość, zadziwiając dzieci raz po raz. W świecie sześcianów wszystko jest bryłą – obcasy, serce, nawet psie odchody. W tym szaleństwie jest jednak metoda. Im prostsza forma, tym
większe zaskoczenie, że tak wiele można z niej wyczarować.
Niezwykle zabawne okazały się portugalskie „Stworzenie świata” i Fado w wykonaniu małych drewnianych marionetek z Alantejo. Animowane od góry laki, kompletnie wyeliminowały z przestrzeni sceny aktorów, którzy znajdując się za kotarą tupali, krzyczeli, śpiewali i grali na żywą bardzo energetyczną muzykę. Bezpośredni kontakt z widzami, zagadywanie publiczności, wprowadzenie kontaktu bielskiego festiwalu w opowiadaną historię, scementowało artystów i festiwalowych gości, czego efektem było zaproszenie widzów za kulisy. To niesamowite, że z kawałeczka drewna można wykrzesać tyle energii.
„Widmo Antygony” Białostockiego Teatru Lalek wymaga od aktorów absolutnej precyzji. Wspaniałe maski, noszone w trakcie spektaklu przez aktorów, okazują się elementem teatru cieni, który rozgrywa się w tle opowiadanej historii. Cienie przypominają płaskorzeźby znane nam ze ścian starożytnych świątyń i naczyń, a także średniowieczne wizerunki śmierci. Tragedia antycznej Antygony mogłaby się wydawać jedynie literackim abstraktem, gdyby nie aktualny kontekst wpisany w przedstawienie. Pochówek, który miał stać się dla Polinejka wybawieniem, koreluje tu z historią brata przykutego do łóżka, opiekującej się nim siostry i pytaniem, czy życie w formie
wegetatywnej nie jest więzieniem, a wymierzenie śmierci - wybawieniem. Przedstawienie wchodzi z widzem w polemikę, nie tylko malując sugestywne obrazy, ale przede wszystkim stawiając pytania i prowokując. W spektaklu zatraca się podział na epoki, zatraca się poczucie czasu – wobec praw moralnych wszyscy jesteśmy równi. Niezależnie od stanu świadomości, stanu majątkowego i każdego innego, tańczymy nieubłagany dance macabre.
Z największą przyjemnością informujemy, iż jury 25. Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej w składzie: Petr Nosalek, Joanna Braun, Bożena Sawicka, Tadusz Kornaś, Bartłomiej Miernik oraz Janusz Ryl-Krystianowski przyznało Główną Nagrodę GRAND PRIX FESTIWALU - ufundowaną przez Prezydenta Miasta Bielska-Białej - spektaklowi "Ziemia i wszechświat" Yase Tamam z Iranu. Za najlepszy spektakl dla dzieci jury uznało spektakl "Złotowłoska" Divadlo Drak z Republiki Czeskiej.
Uhonorowano również spektakle:
Katastrofa Agrupacion Senor Serrano z Hiszpanii za alchemiczne kataklizmy oraz Krabat Krabat Ensamble czyli Figurentheater Wilde and Vogel/ Florian Feisel/ Grupa Coinsidentia z Niemiec oraz Polski za Gesamtkunstwrek.
Laureatom serdecznie gratulujemy!
Na stronie Teatru Banialuka znajdą Państwo rozmowy z naszymi gośćmi. Zapraszamy do lektury.
Zobacz galerię (13) |
Komentarze społecznościowe |