Zwiedzanie | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Dzień dobry Polsko – Śląski Szlak Górnej Odry
Poselstwo księcia Mieszka I podążało tędy do Grodźca po żonę dla polskiego władcy, a Wincenty z Kielczy skreślił pierwsze polskie zdanie. Franciszek Liszt spędzał tu czas z kochanką, a baron von Rothschild użył swoich wpływów, by połączyć koleje pruską i austriacką. Można tu zobaczyć dawną siedzibę górnośląskich władców z perłą śląskiego gotyku a także mumię Egipcjanki, prezent dla ukochanej żydowskiego bankiera. Odkryj tajemnice górnej Odry.
Chałupki – na moście cesarza Franciszka
Dawne przejście graniczne znane z fal Lata Radiem w Programie I. O szlabanie już dawno tu zapomniano, choć dzieje Chałupek, sąsiadujących z Bohuminem, z granicą państwa są mocno związane. W IX wieku to tędy poselstwo księcia Mieszka I podążało do stolicy Piastów z czeską Dobrawą, kandydatką na żonę polskiego władcy. Narzeczoną Piastowicza, córkę księcia Bolesława I Srogiego, przekazano Polakom pod opiekę w niedalekim Hradcu nad Morawicą. W średniowieczu stanęła w Chałupkach twierdza graniczna zwana Barutswerde. Do dziś pozostała po niej fosa i umocnienia bastionowe, zaś na fundamentach budowli wzniesiono z końcem XVII wieku pałac. Zabytek przetrwał do dziś, mieści hotel i restaurację, a żądni ciekawostek turyści mogą zobaczyć nad wejściem herb słynnej bankierskiej rodziny von Rothschild, niegdysiejszych właścicieli tutejszych dóbr. W sąsiedztwie pałacu znajduje się most graniczny z 1899 roku, zwany dawniej Mostem Jubileuszowym Cesarza Franciszka Józefa. Z monarchią Habsburgów Chałupki mają również ten szczególny związek, że to tu właśnie, w 1847 roku, połączono pruską kolej Wilhelma z koleją austriacką. Niemałe zasługi ma w tym baron von Rothschild. Warto wybrać się na dworzec kolejowy w Chałupkach i zobaczyć starą, XIX-wieczną unikalną już zabudowę.
Przyrodnikom Chałupki znane są doskonale za sprawą Granicznych Meandrów Odry, zgłoszonych do europejskiego programu Natura 2000. Druga co do wielkości polska rzeka stworzyła tu naturalne, malownicze zakola, na których występują rzadkie zbiorowiska roślin chronionych. Świat przyrody wzbogaca unikalna fauna, a turystów wiedzie po tym terenie ścieżka edukacyjna. Wspomnijmy jeszcze, że w maju i we wrześniu na terenie dawnego przejścia granicznego odbywają się słynne jarmarki staroci po czym wsiądźmy na kajak bądź do łódki (przy moście w Chałupkach znajduje się przystań), by razem z Odrą popłynąć w stronę Krzyżanowic. Można też skorzystać z doskonale rozwiniętej sieci ścieżek rowerowych w gminie Krzyżanowice. Polecamy trasę w kierunku Olzy i zjazd na wysokości baru U Arnolda w kierunku Roszkowa i Krzyżanowic.
Przydatne adresy www: www.krzyzanowice.pl, www.mesto-bohumin.cz. Na stronie www Bohumina szczegółowe informacje na temat wodniackiego szlaku Odry i Olzy oraz zasad wypożyczania sprzętu.
Krzyżanowice – sekrety alkowy Liszta
Przystań na Odrze znajduje się w przysiółku Łapacz, niedaleko mostu łączącego gminę Krzyżanowice oraz Lubomia. Z mostu, patrząc w kierunku południowym, zobaczymy słynny Polder Buków – budowlę hydrotechniczną powstałą po katastrofalnej powodzi z 1997 roku. Uchroniła ona przed zalaniem osady w dorzeczu górnej Odry podczas powodzi z 2010 roku. Obliczono, że Odra jest bardziej kapryśna od filipińskich wulkanów. By chronić wsie i miasta aż do Wrocławia, w 2013 roku, w dolnym odcinku rzeki od Krzyżanowic do Raciborza, ruszyła budowa przeciwpowodziowego Zbiornika Racibórz, największego tego typu obiektu w Polsce. Zajmie ponad 2600 ha, a w razie napełnienia pomieści 170 aż milionów metrów sześc. wody.
W prahistorii w dorzeczu górnej Odry bytowały mamuty i słonie leśne. Świadczą o tym liczne znaleziska szczątek tych zwierząt, odnajdywane podczas eksploatacji pokładów żwiru w Krzyżanowicach i Roszkowie. Tereny wokół wyrobisk są dziś miejscem bytowania licznych gatunków fauny i flory. Można tu spacerować, wędkować czy uprawiać turystykę rowerową. Ciekawych zabytków prehistorii zapraszamy do Muzeum oraz na Zamek w Raciborzu, gdzie znajdują się ciekawe kolekcje historii naturalnej.
W Krzyżanowicach trzeba koniecznie odwiedzić pałac Lichnowskich, zamożnej familii cieszącej się z koneksji na dworze cesarskim w Berlinie. Ród wydał wiele zacnych postaci. Wspomnijmy choćby księcia Karola Maxa, niemieckiego ambasadora w Londynie w latach 1912-1914. W 1916 roku, na jego zaproszenie, do Krzyżanowic przyjechał automobilem sam kajzer Wilhelm. Nie to jednak zapewniło Lichnowskiemu szczególne miejsce w historii. Nie zdążył dotrzeć do portu Southampton na 10 kwietnia 1912 roku, przez co nie wypłynął w dziewiczy rejs transatlantyku RMS Titanic.
Pałac w Krzyżanowicach zbudowano w 1670 roku jako „okazały pański dom” na miejscu starszego dworku. Około 1860 roku przebudowano go w duchu neogotyku. Budowla przeszła do historii za sprawą dwóch słynnych kompozytorów. W sierpniu 1806 roku, na zaproszenie Lichnowskich, koncertował tu przyjaciel rodziny, Ludwig van Beethoven. Wiosną 1848 roku pałac był miejscem tajemnego spotkania Franciszka Liszta oraz Karoliny Iwanowskiej, która uciekła z Rosji od swojego męża, księcia Mikołaja Sayn-Wittgensteina. Liszt otrzymał pałac do dyspozycji od swojego przyjaciela, księcia Feliksa Lichnowskiego. Mógł tu do woli, w pełnej dyskrecji, romansować ze swoją kochanką. Węgierski muzyk cenił sobie to ustronne miejsce. Bywał tu wcześniej w 1843 oraz 1846 roku. W Krzyżanowicach stworzył dzieło pt. „Herbei, den Spat und Schaufel” („Podajcie szpadel i łopatę”), oparte na motywach popularnej „Marsylianki”. Czekając na ukochaną wiosną 1848 roku, również komponował. W liście z 10 kwietnia pisał do Feliksa: „W okresie oczekiwania najszczęśliwszym człowiekiem na świecie czuję się w Krzyżanowicach, gdzie spędzam moje błogosławione dni zupełnie sam, od ranka do wieczora przy pracy”. Budowlę otacza park z egzotycznymi gatunkami drzew (rośnie tu m.in. okazały tulipanowiec amerykański Liriodendron tulipifera). Można tu spacerować, sygnalizując wcześniej swoją obecność siostrom prowadzącym dziś w pałacu Dom Opieki Społecznej Różany Pałac.
Tworków i Bieńkowice – klątwa Reiswitzów
Co ma wspólnego Tworków z Wawelem? Oba miejsca łączy postać prof. Bolesława Smyka, znanego polskiego mikrobiologa, który badał grobowiec króla Kazimierza Jagiellończyka w Krakowie oraz kryptę z trumnami Reiswitzów w Tworkowie. W obu odkrył groźne mikroby. Oba też za ich sprawą mają swoje klątwy – Wawel Jagiellończyka, Tworków Reiswitzów. Objaśnijmy, że rzecz sprowadza się do grzyba – kropidlaka, który powodował zachorowania i zgony odkrywców grobu faraona Tutanchamona i polskiego króla. W Tworkowie również go znaleziono, ale wzbudzające w 1993 roku ogólnopolską sensację zachorowanie profesora było spowodowane nie tyle słynnym grzybem, co zwykłą grypą. Chwilowa niedyspozycja badacza w chwili eksploracji Tworkowskiej krypty wystarczyła jednak, by wieść o domniemanej klątwie Reiswitzów obiegła całą Polską.
Pomijając wątki sensacyjne trzeba jednak dodać, że odkryte w 1993 roku trumny stanowią dziś, wraz z ubrankami pochowanych w nich dzieci, słynną w całej Europie kolekcję, równą wawelskiej. Można ją oglądać w tworkowskim kościele p.w. świętych Piotra i Pawła, pięknej barokowej świątyni, wzniesionej w latach 1691-1694.
Kryje jeszcze Tworków dwie inne atrakcje – ruiny zamku oraz stary młyn. Zamek to stara średniowieczna twierdza, otoczona niegdyś fosą, w II połowie XVI wieku przebudowana w stylu renesansowym. Na przełomie XVII/XVIII wieku zamek zyskał cechy barokowe, a w latach 1872-1874, wedle projektów architekta Heidenreicha, nadano mu styl neorenesansowy. Budowla spłonęła w 1931 roku. W początkach XIX wieku wielokrotnie bywał tu u swojego wuja poeta Joseph von Eichendorff, słynny niemiecki romantyk stawiany przez znawców literatury wśród takich postaci jak Goethe czy Schiller. Ze względu na ponurą atmosferę nazywał zamek „gniazdem sowy”. Legenda głosi, że prowadzi stąd tajemne podziemne przejście do kościółka św. Urbana, położonego na skraju wsi, na tzw. Urbanku. Świątynię wzniesiono w 1779 roku. Zachowała się w niej loża kolatorska z herbem Eichendorffów. Zimą na pobliskim stoku działa jedyny w powiecie raciborskim wyciąg narciarski.
Wróćmy jednak do centrum wsi, gdzie nieopodal zamku znajduje się staw Trzeciok, a przy nim, przy ul. Młyńskiej rzecz jasna, stoi zabytkowy murowany młyn z 1914 roku z napędem elektrycznym i kołem młyńskim. Młyn zbudowano w miejscu starszego drewnianego, wzmiankowanego w 1703 roku. Od dziesięciu pokoleń młynarstwem zajmuje się tu rodzina Pawlik. Młyn nadal świadczy usługi, a dla turystów organizowane są specjalne pokazy, łącznie z uruchomieniem koła napędzanego wodą ze stawu.
Tworków i Bieńkowice łączy Aleja Hroza (Groza), historyczny śródpolny trakt położony na dawnej grobli (z morawskiego hrozie), z unikalnym drzewostanem – lipami, kasztanowcami, bukami i dębami. Bieńkowice słyną z procesji na Zmartwychwstanie. W każdy Poniedziałek Wielkanocny, jak nakazuje średniowieczna tradycja, gospodarze stawiają się na koniach do objazdu pól, prosząc o łaski i urodzaje. Co roku w lipcu organizowane są tu efektowne międzynarodowe zawody sikawek konnych, a na św. Huberta tradycyjna pogoń za lisem.
Wieś szczyci się jednak najstarszą działającą kuźnią i to z nie byle jaką historią. Jak głosi rodzinna tradycja, wszystko zaczęło się od kowala Janka Sochy rodem spod Krakowa, który w sierpniu 1683 roku szedł pod Wiedeń z królem Janem III Sobieskim. Kiedy polska armia rozbiła się obozem na polach pomiędzy Bieńkowicami a Bojanowem, Socha zajrzał do jednej z bieńkowickich chat i zakochał się w miejscowej dziewczynie. Musiał jednak podążyć na bitwę z Turkami, ale poprzysiągł, że jeśli wyjdzie z niej żywy, wróci do Bieńkowic i weźmie dziewczynę za żonę. Jak obiecał, tak zrobił. Po wiedeńskiej wiktorii i zwolnieniu ze służby przyjechał nad Cynę, ożenił się z ukochaną, doczekał się syna Andrzeja, a jako że był kowalem, założył w Bieńkowicach kuźnię. Był to rok 1702. Odtąd Sochowie niezmiennie od wieków zajmują się tym samym fachem. Po wspomnianym Janku jego syn Andrzej, potem kolejno: Franciszek, Urban, Antoni i Jan. W 1910 r. przyszedł na świat Alojzy Socha, kowal w siódmym pokoleniu. Jego syn Jan i wnuk Robert podtrzymują rodzinną tradycję do dziś, pasjonując się ponadto starymi samochodami i motocyklami. Nadal kują żelazo w starej kuźni (obecna murowana powstała w 1840 roku na miejscu pierwotnej drewnianej), a przy domu urządzili również muzeum kowalstwa. Kuźnię i muzeum można zwiedzać.
Racibórz – stolica Górnego Śląska
Historyczna stolica Górnego Śląska, z prawobrzeżnym zamkiem piastowskim wzniesionym na miejscu dawnego grodu, wzmiankowanego w 1108 roku w Kronice Galla Anonima, oraz lewobrzeżnym miastem, lokowanym na prawie flamandzkim przed 1217 rokiem, założonym przez osadników z Flandrii i Walonii. Zamek to dawna siedziba górnośląskich władców. To stąd w 1210 roku wyruszył do Krakowa książę Mieszko I Laskonogi (zwany też Plątonogim), twórca księstwa opolsko-raciborskiego, dzielnicowy władca Polski. Tu też książę założył pierwszą górnośląską mennicą, bijącą brakteaty ze słowiańskim napisem Milost. Murowany zamek w Raciborzu zaczęto wznosić już w I połowie XIII wieku. Rezydowali tu władcy księstwa opolsko-raciborskiego. Po śmierci księcia Mieszka Otyłego, zięcia księcia Konrada Mazowieckiego, zamek próbowali przejąć Krzyżacy. W latach 80. XIII wieku swój finał miał tu głośny – opisany przez Jana Długosza - spór pomiędzy księciem wrocławskim Henrykiem IV Probusem a biskupem wrocławskim Tomaszem II. Jako wotum dziękczynne za pojednanie z księciem, biskup ufundował na zamku kaplicę św. Tomasza Becketa, ustanawiając przy niej kolegium kanoników. Zamkowa świątynia nawiązuje architekturą do słynnej paryskiej Sainte Chapelle, miejsca pochówku cennych relikwii Chrystusa z koroną cierniową na czele oraz świętych patronów Francji, i jest nazywana perłą górnośląskiego gotyku. Zamek piastowski w Raciborzu został niedawno odbudowany. Wciąż czynny jest słynny raciborski browar zamkowy, wzmiankowany już w 1567 roku. To jedna z najstarszych polskich pracowni Gambrinusa. Browar i zamek można zwiedzać. W dawnym domu książęcym znajdują się ciekawe wystawy, m.in. Śląskie Sherwood (lasy i łowiectwo na Śląsku), Izba Tradycji Śląskiego Więziennictwa czy skarbiec ze zbrojami oraz replikami narzędzi tortur. W każdy ostatni dzień roku szkolnego zamek zaprasza na zamkową noc z duchami. Na dziedzińcu odbywa się szereg imprez – koncertów i jarmarków. Szczegółowe informacje na www.zamekpiastowski.pl.
Zamek znajduje się na terenie Ostroga, dawniej samodzielnej gminy, dziś dzielnicy Raciborza. Warto tu jeszcze obejrzeć kościół św. Jana Chrzciciela, monumentalny przykład sztuki neogotyckiej, wzorowany na XIII-wiecznej katedrze we Fryburgu Bryzgowijskim w Badenii-Wirtembergii, uważanej za arcydzieło średniowiecznego gotyku. We wnętrzu świątyni, niegdyś znanym miejscu pątniczym, znajduje się łaskami słynąca ikona Jezusa Boleściwego - malowidło na desce z przełomu XVII/XVIII wieku jest dziełem anonimowego autora, wzorowanym na twórczości włoskich mistrzów - Il Volterrano oraz Palloniego. W transepcie kościoła zwracają uwagę przepiękne witraże z około 1900 roku, w tym niezwykle sugestywny Sąd ostateczny mistrza Franza Borgiasa Mayera z Monachium.
Czas zwiedzić stare miasto na lewym brzegu Odry. Zacznijmy od Rynku. W jego północno-wschodnim narożu stoi XIII-wieczny kościół św. Jakuba, dawna świątynia dominikanów. Tutejszy konwent zajmuje szczególne miejsce w historii Polski i podkreśla silne dawniej związki górnośląskiej stolicy z Krakowem. Wśród raciborskich mendykantów spotykamy nieprzeciętne postaci, m.in. Peregryna z Raciborza, pierwszego wrocławskiego inkwizytora, oraz Wincentego z Kielczy. W 1241 roku Polskę najechały hordy mongolskie, a do decydującego starcia z nimi doszło pod Legnicą. Wojska polskie poniosły tam klęskę. Zginął książę Henryk Pobożny, ale bez większych strat z pola bitwy uszły hufce opolsko-raciborskie księcia Mieszka II Otyłego. Z pogromu ocalał również Jan Iwanowic, przyboczny rycerz Pobożnego. Dotarł do Raciborza, gdzie jego relację z tragicznych wydarzeń pod Legnicą spisał w kronice klasztornej przeor raciborskich dominikanów wspomniany ojciec Wincenty, sławny z autorstwa dwóch żywotów św. Stanisława oraz hymnu Gaude Mater Polonia. Kronika uważana jest dziś za zaginioną, ale w XV wieku skorzystał z niej kanonik krakowski i sławny dziejopis Jan Długosz. Ze źródła tego przeniósł na karty swoich Roczników, czyli kronik sławnego Królestwa Polskiego ostatnie słowa ginącego pod Legnicą księcia Henryka. Brzmiały one: gorze szą nam stalo, czyli przytrafiło się nam nieszczęście. Władca wypowiedział je widząc uchodzące z pola bitwy wojska górnośląskie. To – uwaga - najstarsze polskie zdanie, o prawie 30 lat wcześniejsze od pochodzącej z 1270 roku zapiski w słynnej Księdze Henrykowskiej. Po przylegającym do kościoła klasztorze dominikanów nie ma już śladu, za to w podziemiach świątyni spoczywają górnośląscy władcy – wspomniany książę Mieszko Otyły i jego brat Władysław, ostatni władca dużego księstwa opolsko-raciborskiego.
Na środku Rynku zobaczymy Kolumnę Maryjną, wyjątkowej klasy zabytek sztuki śląskiego baroku, dłuta wytrawnego mistrza Jana Melchiora Österreicha z 1727 roku. Miejscowe podanie mówi, że jeśli ktokolwiek ruszy ziemię wokół kolumny, ten spowoduje zalanie Raciborza. Sprawdziło się w 1997 roku. Krótko po pracach budowlanych przy zabytku miasto padło ofiarą katastrofalnej powodzi. Druga legenda mówi, że świat będzie istniał tak długo, dopóki choć jeden raciborzanin, choć raz dziennie, przechodząc koło kolumny wykona znak krzyża. Turystom polecamy zwrócić uwagę na postaci umieszczone na cokole – jest wśród nich św. Marceli papież, patron Raciborza, św. Sebastian, orędownik od morowego powietrza, oraz św. Florian, patron strażaków.
Racibórz zwany jest nierzadko stolicą górnośląskiego gotyku, a to za sprawą nie tylko zamku z kaplicą i kościoła św. Jakuba, ale także gotyckiej fary, jak chce tradycja wzniesione już w 1205 roku za czasów księcia Mieszka, kiedy na lewy brzeg Odry zaczęli ściągać osadnicy z Dolnych Niderlandów. W latach 1416-1810 przy kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny funkcjonowała przeniesione tu z zamku kolegium kanoników. We wnętrzu imponuje monumentalny ołtarz główny, wykonany w latach 1656-1660 przez Salomona Steinhoffa z fundacji prałata Andrzeja Scodoniusa oraz Bractwa Literackiego – najstarszej górnośląskiej konfraterni. W niszach pomiędzy kolumnami znajdują się rzeźby świętych, a w zwieńczeniu figurka św. Marcelego, patrona Raciborza, który wedle legendy miał, w 1290 roku, uratować miasto przed najazdem Scytów (Rusinów i Tatarów). Od zachodu do nawy głównej przylega XV-wieczna Kaplica Polska, miejsce kultu świątobliwej Eufemii Ofki Piastówny uznawanej za błogosławioną, księżniczki raciborskiej, miejscowej dominikanki czczonej przez zakon kaznodziejski na całym świecie.
A skoro o dominikankach mowa, wyjaśnijmy, że Racibórz był miejscem lokowania klasztoru tegoż zgromadzenia. Posługę sprawowały tu książęce córy z całej Polski. Dawna świątynia sióstr, konsekrowana w 1334 roku, stanowi dziś budynek ekspozycyjny Muzeum Miejskiego, a zachowane dwa skrzydła klauzury siedzibę Zespół Szkół Ekonomicznych, wcześniej prześwietnego Królewskiego Ewangelickiego Gimnazjum. Znawcy architektury będą podziwiać podominikański kościół św. Ducha z racji zachowanego w nim układu funkcjonalnego – nawy głównej dla wiernych i empory mniszek klauzurowych, które nie mogły uczestniczyć we Msza św. i nabożeństwach obok świeckich wiernych.
Dawny kościół kryje szczątki zakonnic i ich dobrodziejów oraz groby władców górnośląskich z rodu Piastów i Przemyślidów. Na pochówki natrafiono podczas prac archeologicznych w latach 90. XX wieku. W ciągu kilku lat badań w prezbiterium oraz na miejscu nieistniejącej już kaplicy św. Dominika (przylegała do północnej ściany kościoła) odkryto kilkanaście krypt ze szczątkami kobiet i mężczyzn oraz dzieci. Do najciekawszych należały książęce pochówki z kaplicy św. Dominika, należące najprawdopodobniej krewnych świątobliwej Ofki Piastówny, córki księcia Przemysła, przeoryszy raciborskich dominikanek. W prezbiterium odkryto grób księcia Walentyna Przemyślidy, ostatniego przedstawiciela tego rodu władającego Raciborzem, zmarłego w 1521 roku Symbolem końca dynastii był złamany miecz odnaleziony w grobowcu władcy. Odkryte w prezbiterium krypty zaadaptowano na potrzeby ekspozycji muzealnej, pokazującej wnętrza średniowiecznych grobowców i zabytki w nich odnalezione, m.in. inkrustowany złotem ząb czy medaliki i krucyfiksy. Rangę znalezisk w dawnym kościele św. Ducha podnoszą efekty badań prowadzonych tu przez krakowskich antropologów. Na czaszkach pogrzebanych w świątyni kobiet zidentyfikowano szereg przypadków rzadkiej genetycznej choroby określanej nazwą HFI (Hyperostosis frontalis interna). Dwie z czaszek należały do spokrewnionych kobiet, co uznano za światowy ewenement, omawiany później na prestiżowych międzynarodowych sympozjach antropologicznych.
Największą atrakcję Muzeum stanowi jednak ekspozycja W Krainie Ozyrysa. Obejmuje ona kompletny pochówek z czasów starożytnego Egiptu. Aż trudno uwierzyć, że - jak wieść niesie - miał to być prezent dla ukochanej barona Anzelma von Rotschilda. Około 1860 roku odbył on podróż do Egiptu, skąd przywiózł liczne pamiątki, w tym mumię młodej kobiety, kartonaż i sarkofagi. Ukochana ponoć nie przyjęła prezentu, więc w 1864 roku baron postanowił pozbyć się pamiątki z podróży, dzięki czemu mumia trafiła do gabinetu starożytności wspomnianego Królewskiego Ewangelickiego Gimnazjum. W 1927 roku zabytek przejęło formalnie nowo powstałe Muzeum Miejskie, zajmujące sąsiadujący z gimnazjum dawny kościół dominikanek. Przez kilkanaście lat toczyło jednak spór z muzeum w Gliwicach, które wypożyczyło mumię i nie chciało jej zwrócić. Uczyniło to dopiero w 1934 roku. Starożytny eksponat szczęśliwie przetrwał II wojnę światową. Zabandażowana do połowy mumia, sarkofagi i bogato zdobiony, niezwykle kolorowy kartonaż a także trzy oryginalne urny kanopskie na wnętrzności zmarłych, sprowadzone przed wojną z muzeum starożytności w Berlinie, stanowią dziś unikalny w Polsce zespół ekspozycyjny. Prowadzone nad raciborską mumią badania naukowe pozwoliły ustalić, że Egipcjanka żyła w czasach XXII dynastii (946-722 p.n.e). Miała na imię Dżed-Amonet-ius-anch, co oznacza: bogini Amonet powiedziała, ona będzie żyć. Była zamożną mężatką, prawdopodobnie córką kapłana z Teb. Zmarła młodo w wieku około 20 lat. Przyczyną śmierci, jak wykazały badania rentgenologiczne, były najprawdopodobniej komplikacje ciążowe.
Zanim pożegnamy się z Muzeum, zajrzyjmy jeszcze do drugiego budynku ekspozycyjnego, gdzie znajdują się ciekawe kolekcje – historii naturalnej, dawnych technik dentystycznych oraz browarnicza. Przydatny adres www.muzeum.raciborz.pl. Będąc w centrum nie możemy ominąć pozostałości fortyfikacji miejskich. Przy ul. Basztowej zobaczymy renesansową wieżę więzienną a przy niej fragment średniowiecznych murów obronnych. W sąsiedztwie stoi okazały, późnoklasyczny gmach Sądu Rejonowego, wniesiony w latach 1823-1826 wedłyug projektu Karola Fryderyka Schinkla.
Racibórz cieszy się sławą jednego z piękniejszych i najbardziej zielonych górnośląskich miast. Jako że szlak naszej wędrówki wyznacza Odra, spędźmy zatem kilka chwil na łonie przyrody, zaczynając od bulwarów nadodrzańskich w parku Zamkowym. Kompleks to fragment dawnego wierzbowo-topolowego lasu łęgowego, uzupełnionego współczesnymi nasadzeniami. Sąsiaduje z dawną siedzibą Piastów oraz Ośrodkiem Sportu i Rekreacji. Znajduje się tu Pomnik Powstańców Śląskich.
Mekką raciborskiej przyrody jest stary książęcy las Obora (nazwa ta oznacza dawny książęcy zwierzyniec) sprzedany mieszczanom raciborskim w 1928 roku przez księcia Wiktora I von Ratibor. Legenda głosi, że mieszkał tu kiedyś pustelnik. Była tu ponoć karczma, która zapadła się pod ziemię. Przy północnej krawędzi lasu, w sąsiedztwie dzielnicy Markowice, istnieje źródło wyjątkowej wody, którą drewnianym wodociągiem przesyłano dawniej do miasta oraz do książęcego browaru, warząc tu wyśmienite raciborskie piwo typu pilzneńskiego. Dziś na ponad 160 hektarach pagórkowatego terenu lasu Obora dominuje rzadko spotykany na Górnym Śląsku pierwotny las mieszany, bogaty w ciekawe okazy flory, fauny i grzybów. To dlatego część obszaru wydzielono pod Arboretum Bramy Morawskiej. Występują tu dęby o 4-metrowym obwodzie, jary, stawy, źródła i strumyki, a także specjalnie urządzone kolekcje roślin. W logo Arboretum wpisała się cieszynianka wiosenna, odkryta tu w 1830 roku. Zwiedzanie arboretum ułatwiają dwie oznakowane ścieżki edukacyjne: dendrologiczna i ekologiczna. Las jest ulubionym miejscem wypoczynku raciborzan. Znajduje się tu rozległy Zaczarowany ogród, kamienny krąg, mini-zoo, ścieżka zdrowia, tor saneczkowy a przy ul. Markowickiej kąpielisko. W latach 60. XX w. ekipa archeologów krakowskich prowadziła w Oborze badania kurhanów z V–VIII wieku. Miłośnicy militariów dostrzegą na wschodniej krawędzi lasu ślady umocnień z czasów powstańczych, a w lasku przy osiedlu Obora bunkier z czasów II wojny światowej. Przydatny adres www.arboretum-raciborz.pl.
Zanim opuścimy Racibórz wpiszmy jeszcze na listę miejsc, które trzeba odwiedzić XV-wieczne sanktuarium Matki Boskiej Raciborskiej z jedną z najstarszych kopii ikony jasnogórskiej oraz Śląskie Obserwatorium Geofizyczne Polskiej Akademii Nauk z małym muzeum sejsmologii. Obydwa obiekty znajdują się przy ul. Jana Pawła II. Sporo ciekawych informacji o raciborskich zabytkach znajdziemy na www.raciborz.pl.
Łężczok - tam, gdzie utopiec w psa się zamieniał
Położony administracyjnie w granicach Raciborza i gminy Nędza Łężczok to jeden z ciekawszych polskich rezerwatów leśno-stawowych, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu planowano zagospodarować na wielki port odrzański przy zbiorniku Racibórz i kanale Odra-Dunaj. Z dalekosiężnych planów na szczęście nic nie wyszło, a ponad 400 ha Łężczoka stanowi dziś wyjątkową ostoję przyrody w granicach Parku Krajobrazowego Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich. W ostatnich latach Nadleśnictwo Rudy Raciborskie przeprowadziło tu prace modernizacyjne. Remont dotyczył trzech stawów: Babiczoka Północnego, Salmu Dużego oraz Salmu Małego. W ramach projektu wyremontowano groble i pogłębiono stawy, utworzono rowy odwadniające i wymieniono niesprawne urządzenia hydrotechniczne. Ponadto wykonano dwanaście wysp dla ptaków oraz wieżę widokową do ich obserwacji, przystosowaną dla osób niepełnosprawnych.
Wspomnijmy kilka ciekawostek z historii Łężczoka. Miejscowi wierzą, że od dawna żyją tu utopce. Od dawien dawna bowiem, ci którzy pojawiali się tu przed wschodem słońca, słyszeli wołanie o pomoc. Spiesząc na ratunek dostrzegali nad brzegiem ogromnego czarnego psa z dużymi zielonymi oczyma, świecącymi w półmroku jak latarnie. Zwierzę wciągało nieszczęśników do wody. Teren należał dawniej do raciborskich dóbr zamkowych. W XIII/XIV zbudowano tu stawy hodowlane. W 1783 roku cystersi z Rud wznieśli pałacyk myśliwski, istniejący do dziś jako ruina. Był w swej historii Łężczok miejscem zadziwiających wydarzeń. Z początkiem XIX w. na polowania zaglądał tu słynny poeta Joseph von Eichendorff. Ten klasyk niemieckiego romantyzmu uwielbiał łowy, ale nie z racji możliwości zaspokojenia swojej myśliwskiej chuci, co beztroskiej, pełnej humory zabawy na świeżym powietrzu, w której ustrzelenie dorodnej zwierzyny było rzeczą najmniej ważną. W 1910 roku do Łężczoka zawitał cesarz Wilhelm II. Był gościem księcia von Ratibor i całej zaproszonej przez pana na Rudach górnośląskiej szlachty oraz bogatych przemysłowców, dla których udział w cesarskich łowach był oznaką niezwykłej nobilitacji. Aby monarcha wyjechał z Łężczoka kontent, książę zamówił w okolicznych dobrach ptactwo, które postanowiono wypuszczać z krzaków tuż pod lufę Wilhelma. Ten, jak oficjalnie podano, w ciągu około pięciu godzin efektywnego strzelania strącił z nieboskłonu aż 738 bażantów. Tajemnicą poliszynela było kalectwo kajzera, o którym pisała jego matka, cesarzowa Wiktoria, córka królowej angielskiej. „Jest silny, zdrowy i byłby ładnym chłopcem, gdyby nie to nieszczęsne, biedne ramię – coraz bardziej widoczne, zniekształcające jego twarz, ruchy, postawę i chód. Ramię to czyni go niezgrabnym i wstydliwym – Wilhelm bowiem na każdym kroku potrzebuje pomocy i odczuwa swoją zależność od innych”. Dla pochlebców Wilhelma było więc oczywiste, że sukcesy ich pana są patykiem na wodzie pisane. Jakiś czas po wyjeździe monarchy, w czasopiśmie Myślistwo w słowach i obrazach , ukazała się relacja z jego polowań na Górnym Śląsku. Jej autor ujawnił, iż podczas polowania w Łężczoku jeden z książęcych leśnych urzędników pochwalił się mu, że w Sławięcicach bażanty trzymano w koszach i jak tylko cesarz zajął stanowisko natychmiast je wypuszczono, znacznie tym samym ułatwiając Wilhelmowi zadanie. Wybuchł skandal a mimo intensywnego śledztwa księciu von Ratibor nie udało się ustalić, kto tak nierozważnie puścił parę z gęby. Zapowiedziano jednak, że na kolejne polowania fotoreporterzy nie będą już zapraszani.
W rezerwacie zaobserwujemy dobrze zachowany las dębowo-grabowy z okazami lipy drobnolistnej; łęg wiązowo-jesionowy oraz olszowy łęg przypotokowy i ols. Część obszaru zajmują torfowiska, wilgotne łąki i tereny porośnięte ziołami (występują tu m.in.: śnieżyczka, cebulica dwulistna, miodunka, zawilec gajowy i żółty, kokorycz pełna i pusta, groszek wiosenny, marzanka wonna i dąbrówka rozłogowa). Wokół stawów dostrzeżemy rośliny błotne i szuwary trzcinowe. Rosną tu również rośliny zakorzenione na dnie z ciekawym zespołem lilii wodnych, moczarką kanadyjską oraz żabiściekiem pływającym. Łąki wokół stawów porasta wiele ciekawych gatunków roślin, m.in.: storczyk szerokolistny, zimowit jesienny kupkówka, tomka, kłosówka, koniczyna, komonica, wyka, złocień, przywrotnik, rdest wężownik, niezapominajka błotna. Cała flora rezerwatu obejmuje ponad czterysta gatunków roślin naczyniowych, w tym siedemdziesiąt gatunków drzew. W tej liczbie znajduje się też około trzydzieści gatunków roślin chronionych, m.in.: wawrzynek wilczełyko, kalina koralowa, kruszyna pospolita, kłokoczka południowa, bluszcz pospolity, barwinek pospolity czy śnieżyczka przebiśnieg. Ciekawostką jest mięsożerny pływacz zwyczajny. Na liściach posiada drobne pułapki zasysające drobne żyjątka. Oprócz niego zaobserwowano tu jeszcze dwie inne rośliny mięsożerne - rosiczkę okrągłolistną i aldrowandę pęcherzykowatą. Bytuje tu około 190 gatunków ptactwa, m.in. orzeł bielik, bocian czarny, rybołów, bąk, kania czarna, gęś gęgawa i kormorany.
Przez rezerwat wiedzie Szlak Husarii Polskiej, jedna z najpopularniejszych, oznaczono na czerwono tras turystycznych Górnego Śląska (bierze swój początek w Będzinie i biegnie przez Gliwice, Tarnowskie Góry, Rudy i Racibórz do Krzanowic). W 1683 r. podążał tędy pod Wiedeń król Jan III ze swoją armią. Na pamiątkę tego wydarzenia, rosnący wzdłuż grobli szpaler drzew oddzielających stawy Łężczoka nazwano Aleją Husarii Polskiej. Jego okrasą jest dąb staruszek zakorzeniony na skarpie grobli stawu Brzeziniak, niedaleko pocysterskiego dworku. Nazwany Dębem Sobieskiego zaliczany jest do najdostojniejszych przedstawicieli gatunku na Śląsku. Wysoki na 33 m ma 850 cm obwodu przy ziemi. Liczy sobie 400 lat.
Łubowice – kraina Eichendorffa
Od Łężczoka Odra wciąż wytycza szlak naszej wędrówki, wiodąc do przeprawy promowej Ciechowice-Grzegorzowice, na styku gmin Nędza i Rudnik. To jedyna taka atrakcja w województwie śląskim. Prom jest czynny przez cały rok od poniedziałku do soboty w godzinach 5:30-9:30 i 13:00-17:00 oraz w niedzielę w godzinach od 9:30-12:30 i 13:30-17:00. Dodajmy, że stanowi komunikację zastępczą. Do 1945 roku znajdował się tu most, zniszczony przez wycofujące się wojska niemieckie. Budowli nie odbudowano a prom jest dziś sporą atrakcją dla miłośników cyklo-wędrówek.
Przeprawiając się od strony Ciechowic do Grzegorzowic warto skierować swoje kroki do Łubowic. Jak głosi legenda znajduje się podziemne przeklęte miasto. Trzymając się faktów wspomnijmy, że miejsce to znajduje się w Atlasie Prehistorii Świata i przyszedł tu na świat słynny poeta niemieckiego romantyzmu, Joseph von Eichendorff. Ale po kolei.
- Na podwórzu dominialnem w Łubowicach w powiecie raciborskim powstała przedwczoraj nagle skutek zapadnięcia się ziemi dziura na 40 metrów głęboka i trzy do czterech metrów szeroka. Co nagłe to zapadnięcie się ziemi spowodować mogło, dotąd nie wiadomo. Ludzie mówią, iż w miejscu tem ma się znajdować głęboko ganek podziemny. O mało co nie zapadł się wraz z ziemią parobek, który właśnie na tem miejscu stał z parą wołów - informowała w kwietniu 1889 roku jedna z lokalnych gazet. Prasowa notka kolejny raz wzbudziła poruszenie wśród poszukiwaczy skarbów. Już bowiem od lat 70. XIX wieku teren ten był miejscem badań archeologicznych, najpierw niemieckich, a po 1945 roku polskich. Natrafiono tu na cmentarzysko ciałopalne i fragmenty starej osady zajmującej łubowickie wzgórze, z którego rozciąga się piękny widok na dolinę Odry. Miejscowi wierzą, że pod ich domami znajduje się przeklęty Lubom. Jak bowiem głosi miejscowa tradycja, dawno, dawno temu na miejscu Łubowic stało bogate miasto, którego wieże górowały nad doliną Odry. Potomkowie zaradnych przodków stali się z czasem leniwi i gnuśni. Bogactwo roztrwonili, a strach przed biedą popchnął ich do rozbójnictwa. Napadali płynące Odrą statki i ukrywali zdobyte skarby w głębokich piwnicach. A gdy tych zabrakło, drążyli w łubowickim wzgórzu coraz głębsze korytarze, tak niefrasobliwie, że miasto w końcu zapadło się pod ziemię, kryjąc ciała zuchwalców i ich kosztowności, a pamięć o nich okrywając klątwą. Ponoć co sto lat Lubom wynurza się spod ziemi, czekając na swojego wybawcę. Młodzieńcowi objawia się wówczas tajemnicza dama, która każe mu stać spokojnie w obliczu ogromnej, ognistej kuli, która stacza się ze wzgórza. Jak dotąd nikt nie przeszedł pomyślnie tej próby. Mieszkańcy mają w pamięci relacje ich dziadów, którzy co rusz natrafiali przy budowie swoich domów na głębokie lochy. Wierzą, że z miejscowego zamku, w którym przyszedł na świat poeta Joseph von Eichendorff, ciągną się podziemne lochy do okolicznych wsi. Do dziś wspomina się tu również psa, który wpuszczony w 19. stuleciu do labiryntu podziemi biegał po nich przez trzy dni, z czasem wyjąc z przerażenia, kiedy nie mógł znaleźć drogi powrotnej.
Sławę zawdzięczają dziś Łubowice pracom polskich badaczy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, ostatnio pod kierunkiem wytrawnego znawcy, prof. Jana Chochorowskiego, sławnego odkrywcy wielkiego kurhana ryżanowskiego na Ukrainie. Dzięki nim wiemy dziś, że na przełomie epok brązu i żelaza (IX-VII w. przed Chrystusem) znajdował się tu ogromny gród kultury łużyckiej, największy znany tego typu obiekt w Polsce. Zajmował powierzchnię 25 ha, a dostępu do niego broniły ogromne obwałowania mające u podstawy aż 12 m szerokości. W okresach najazdów dawały schronienie nawet tysiącu osób, miejscowych rolników, pasterzy i rzemieślników, handlujących swoimi wyrobami z kupcami rzymskimi podążającymi przez Bramę Morawską, wzdłuż Odry nad Bałtyk. Tu też rezydował lokalny władca. Całe to imperium upadło w I poł. VI w. Nie oparło się najazdowi watahy koczowników z czarnomorskich stepów.
Niedaleko kościoła parafialnego w Łubowicach zachowały się ruiny jednopiętrowego, barokowego pałacu, zbudowanego w 1786 r., gruntownie przebudowanego w stylu neogotyckim około 1860 roku, zniszczonego w 1945 r. Założenie otoczone jest parkiem z licznymi okazami starodrzewia. W pałacu tym urodził się słynny poeta romantyczny Joseph von Eichendorff, autor powieści, opowiadań, wierszy i sztuk teatralnych oraz słynnej noweli „Z życia Nicponia”. Na pobliskim cmentarzu zachowały się groby jego rodziców oraz rodzeństwa. W tutejszym Górnośląskim Centrum Kultury i Spotkań im. Josepha von Eichendorffa urządzono muzeum poświęcone pradziejowym znaleziskom oraz izbę pamięci poety. W sąsiednim Łubowicach zwiedzać można XIX-wieczny, zrekonstruowany tzw. młyn Eichendorffa, który należał do ojca ukochanej młynareczki poety.
Podróż wzdłuż Odry zakończmy w Sławikowie. To najdalej wysunięta na zachód wieś województwa śląskiego. Położona jest na wzniesieniu, u podnóża którego wije się wstęga rzeki Odry. Malownicze okolice zachęcają do pieszych i rowerowych wędrówek. Podczas słonecznej pogody, na tle pól uprawnych, rysuje się na południu masyw Sudetów Wschodnich. Dawniej sięgano stąd wzrokiem aż do Koźla. Najlepsza widoczność rozciągała się ze szczytu nieistniejącego już wiatraka. W 1807 roku, wspomniany Joseph von Eichendorff, wraz z matką i bratem obserwowali tu przez lornetki napoleoński ostrzał twierdzy w Koźlu. W Sławikowie natrafimy na ruiny pałacu z mroczną legendą. Przytoczmy jednak kilka informacji z dziejów wsi.
Wieś pojawia się na kartach źródeł już w 1223 roku jako należąca do rycerza Wernera. W tymże samym roku, co warto dodać, biskup wrocławski Wawrzyniec konsekrował tu kościół p.w. św. Jerzego. Sławikowie dobra należały do wielu zacnych rodów. W 1831 roku przeszły we władanie Eickstedtów. Rodzina wzniosła tu pałac. Nawiązująca do antycznych wzorców okazała budowla, długa na 62 a szeroka na 18 metrów, stanęła niedaleko kościoła parafialnego przed 1865 rokiem. Rodzina opuściła pałac z początkiem 1945 r. Wkrótce potem toczyły się w tych okolicach ciężkie walki Niemców z Armią Czerwoną o tzw. przyczółek łubowicki. Budowla została częściowo zniszczona, a po 1945 r. dopuszczono, by popadła w całkowitą ruinę. Rozkradziono wyposażenie, cenne detale. Mury budowli gęsto porosły chaszczami. Jedynie jesienią i zimą, kiedy opadną liście, z gęstwiny wyłania się ponury widok szlacheckiej siedziby. Okalający ją park kryje też ruiny mauzoleum Eickstedtów.
Z pałacem związana jest legenda o szarej damie, spisana przed wojną przez Jerzego Hyckla. Młody Joseph von Eichendorff z Łubowic zaprzyjaźnił się z hrabią ze Sławikowa. Młodzieńcy wzajemnie się odwiedzali, a kiedy głośno było o duchach z tutejszego pałacu, obaj postanowili sprawdzić, jak rzeczy się mają. Pewnego zimowego wieczoru wybrali się na obchód pałacu. Mężczyźni opuścili bogato zastawioną jadalnię, przeszli przez oświetlone korytarze, aż doszli do szerokich schodów, które łączyły wszystkie piętra. Na najniższej kondygnacji, tuż obok schodów, znajdowały się duże, kute żelazem drzwi. Młody hrabia zapewnił, że nie były one otwierane ludzką ręką od stu lat. Czasami, podczas ciemnych nocy zimowych, rozchylały się same, aby wypuścić szczupłą kobiecą postać, która lekkim krokiem wbiegała po schodach na górę i znikała. Przyjaciele zastygli między drzwiami i schodami, gdyż chcieli sprawdzić, czy tajemnicza kobieta pokaże się tego wieczoru. W świetle świecznika, który młody służący przyniósł za dnia, Eichendorff, zobaczył wychodzącą postać kobiecą ubraną na szaro o twarzy owiniętej szarym welonem. Zjawa pośpieszyła schodami do góry. Młody służący, który był razem z nimi, nic nie wiedział o duchach i wyprzedził zjawę, aby oświetlić jej drogę. Tam, gdzie schody się rozdzielały, chciał iść w lewo, ale dama wskazała mu białą ręką drogę w prawą stronę. Posłuszny służący zwrócił się tam, gdzie wskazała mu kobieta i cały czas jej przyświecał. Potem oboje zniknęli. Nagle dał się słyszeć straszliwy krzyk chłopaka, a światło świecy zniknęło w ciemności. Młodzi mężczyźni w przerażeniu osłupieli. Eichendorff wziął się w garść jako pierwszy i postanowił pójść do jadalni, by przynieść inny świecznik z płonącymi świecami. Wtedy też razem z hrabią pospieszył w górę schodów. Na piętrze znaleźli trupa służącego. Postać kobieca zniknęła. Próbowali podnieść nieżywego i w tym momencie, kiedy wrócili na dół, tajemnicze drzwi znowu były zamknięte.
Mrożący krew w żyłach przekaz Hyckla o śmierci służącego, choć niezwykle ekscytujący, między bajki raczej włożyć trzeba. Sławików stał się własnością Eichendorffów w 1795 r. Młody Joseph miał wówczas raptem siedem lat i trudno uwierzyć, by chadzał o północy po pałacu, tym bardziej, że ten został zbudowany ponad pół wieku później za czasów Eickstedtów. Tym niemniej duchy mocno utrwaliły się w świadomości miejscowej ludności. Ta bowiem z dziada pradziada przekazuje sobie opowieści o dziwnych maszkarach – ludzkich potworach, które rzekomo niejeden widywał przypadkiem w komnatach pałacu.
W bliskiej okolicy warto również zobaczyć pałace w Modzurowie, Jastrzębiu oraz ruiny w Łubowicach Strzybniku, Czerwięcicach i Rudniku. W Strzybniku znajduje się stary ogromny spichlerz oraz rzadko spotykana wieża zegarowa z XIX wieku.
Zobacz galerię (54) |
Komentarze społecznościowe |